to miejsce, na które powracam regularnie, wiele
razy w roku, bo tutaj mieszkają moi Teściowie. Mimo to nie znam tu wielu
miejsc, bo zawsze jest jakaś robota na miejscu i nie ma zbyt wiele czasu na
zwiedzanie dalszej czy bliższej okolicy.
Jednak w tym roku miało być inaczej i było.
W sobotę ruszyliśmy na północny wschód – naszym
celem był Puńsk i odbywający się tam Festiwal Baśni i Legend Pogranicza. Ale po
drodze odwiedziliśmy gospodarstwo Szwajcarów, Państwa….., którzy od lat
wyrabiają ekologicznie czyste sery krowie i kozie. Dalej ruszyliśmy do wioski
Wodziki – miejsca, które zamieszkują (obecnie ponoć 6 rodzin) staroobrzędowcy.
Lata temu przyjeżdżaliśmy to do bani – tradycyjnej sauny, w której stał
kamienny piec, a na ławach leżały witki brzozowe do chłosty dla zdrowia. Z
naszej bani zostało niewiele – łza się w oku zakręciła.
Naprzeciwko stara, rozwalająca się stodoła...
Obok molenna –
odmalowana, odświeżona, ale znów zamknięta – jeszcze nigdy nam się nie udało
zwiedzić jej wewnątrz.
Z Wodziłek skierowaliśmy się do Udziejek.
Planowaliśmy kolejny postój w parku linowym, ale wcześniej zachwyciło nas
obejście Gościńca Drumlin. Wiejskie zabudowania, kryte strzechą, dom lepiony z
gliny, stoliki kawiarniane pod wiatą, pod którą można również oglądać zabytkowe
sprzęty wiejskie.
A wewnątrz cuda – anioły ze słomy kukurydzianej,
„marakasy” z tykwy, pięknie ozdabianej, laleczki z łupin tykwy, oczyszczonej od
środka – raj dla mego oka, że o inspiracjach nie wspomnę ;-) No i do tego
pyszna kawa – „Wspomnienie Drumlina”
Ruszamy dalej – do parku linowego „Twierdza
Jaćwingów” w Udziejku. Mijamy piękne okolice, pejzaż polodowcowy rozpościera
się daleko, jak okiem sięgnąć. Do tego niesamowicie wyglądające pola koniczyny.
Po paru minutach trafiamy na miejsce. Tatuś po
stoczonej wewnętrznej walce decyduje się na spacer z synkiem i moi dwaj
panowie, po wstępnym szkoleniu, ruszają na szlak. Trasa niedługa, ale jednak
wymaga siły, równowagi i odwagi – moi Panowie spisują się na medal, a mnie duma
rozpiera.
Pora na ostatni punkt programu, tj. Puńsk –
polska „stolica” Litwinów. Tutaj ma miejsce Festiwal Baśni i Legend Pogranicza –
świetna impreza dla rodzin z dziećmi. Trochę magii, trochę baśni, mnóstwo
zabawy i nauki – namiot muzyczny, Koszałka Opałka, wyrób świec, prace
plastyczne, rękodzieło, pyszne litewskie sery i kwas chlebowy. A wszystko to w
otoczeniu pięknej architektury i zabytkowych chat z wyposażeniem, pamiętającym
początki wieku XX.
Do domu wróciliśmy pełni wrażeń, objuczeni
zakupami regionalnymi (w przeważającej części sery – szwajcarskie i litewskie)
no i dwie pary cudnych rękawic. Jedne, tradycyjne z żakardowym wzorem (dla
mła),
a drugie, bardziej eleganckie dla Córci mej - na razie Córcia jeszcze swoich nie dostała, więc sza :-)
Piękna przygoda. Dobrze jest znać swój kraj i jego uroki. Bardzo podobają mi się nazwy miejscowości, które wymieniłaś. Brzmią niemal pieszczotliwie :)
OdpowiedzUsuńO Kochana - tam takich nazw całe masy - Dubeninki, Gulbieniszki, Iwaniszki, Błaskowizna, Przerośl i cała chmara - ciekawe, czasami trudne do zapamiętania. Do tego miesza się tam nasza kultura z litewską, tatarską, wpływami rosyjskimi. Niesamowity zakątek - mam tam jeszcze wiele do odkrycia :-)
UsuńNie mogłam nie wejść i nie obejrzeć, wszak to moje rodzinne strony, ciekawie jest obejrzeć te cuda , które mnie na co dzień otaczają i obejrzeć je z perspektywy innego oka:) Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńNo właśnie zerknęłam na Twój blog i wygląda mi na to, że Ty z tamtych stron ;-) Cuda robisz Kobieto, więc w pierwszej wolnej chwili idę zanurzyć się w Twych Suwalskich klimatach i pięknych zdjęciach :-) pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny.
UsuńPost jest wspaniały. Wszystkie fotki sobie powiększyłam i obejrzałam dokładnie:) Pozdrawiam gorąco:)
OdpowiedzUsuń:-) dzięki - starałam się pokazać choć część tego, co widziałam, bo te miejsca często są nieodkryte, nieznane, a warte odwiedzenia.
UsuńSuper mieliście wycieczkę! Szymi jest niesamowity - daj mu buziaka ode mnie za odwagę :).
OdpowiedzUsuńTak, czas spędzony na Suwalszczyźnie jest zawsze pasjonujący, obfitujący w różne nowe doświadczenia. W ostatnią niedzielę śpiewałam z lokalnym zespołem "Znaroku" na festynie ;-)
UsuńJeszcze całkiem niedawno temu ten zielony ludek w wózku jeździł... ulach
OdpowiedzUsuńAno, ano - czas leci nieubłaganie. Wyobraź sobie, że za rok idzie do zerówki ;-)
Usuń