piątek, 30 września 2011

Musiałam...

po prostu musiałam wrzucić ten post już dziś, bo bardzo się cieszę z poczynionego czegoś małego, co ma się rozwijać powoli, ale skutecznie. Nigdy nie brałam udziału w takich zabawach, ale dziś zapałałam wielką ochotą do wspólnej pracy. A wszystko dzięki zachęcie Renulka.
Pierwsza część zadanej pracy wygląda tak:


Kwiatek nie jest tak pięknie ukształtowany, jak Renulka, ale liczę na wskazówki pomysłodawczyni, co zrobiłam źle. Wiem, że pikotki w pierwszym kółku są za krótkie, ale zrobiłam najpierw z dłuższymi, a kwiatek wyglądał jak smętny naleśnik - jeszcze bardziej smętny, niż ten.
Planowałam pracę w czerni, ale w czasie poszukiwań odpowiednich nici wpadłam w szufladzie na cudo Aidowe w pięknym, morelowym kolorze, rozmiar 20, więc idealny na serwetkę - oczywiście nie miałam pojęcia, że mam takie coś w moich zasobach ;-)
Dalej ma powstać serwetka, a kolejne etapy wzoru będą prezentowane co tydzień. Dziś pojawiła się druga część, więc muszę wracać do roboty...


Dodane 03.10:
Dzięki pomocy Renulka i innm Koleżankom dotarłam szczęśliwie do końca - wykonałam wreszcie (chyba ?) poprawnie środek serwetki - dzięki Dziewczyny.
No i nadal zachwyca mnie kolor nici :-)


Candy rocznicowe

Podwójne, bo po pierwsze właśnie minął rok od mojego pierwszego wpisu, a po drugie 24.10 Szymon obchodzi swoje pierwsze urodziny.


Dziękuję Wam za ten rok – podglądanie, czytanie, komentarze. Wasza obecność na moim blogu, również ta bezkomentarzowa, jest dla mnie bardzo ważna, a moja pisanina i nieporadne próby fotograficzne nabierają sensu.

Aby Wam podziękować za Waszą obecność tutaj, przygotowałam dwa cukierasy:

  1. bransoletka frywolitkowa – taka jak na zdjęciu (wykonam taką samą po zakończeniu Candy, żeby dopasować długość bransoletki do rozmiaru nadgarstka Zwyciężczyni)





2. zakładka-jeżynka - wzór od Ewy, idealnie pasuje do metalowej bazy – stanowią bardzo zgrany duet.






Zasady standardowe:

  1. Osoby posiadające blog umieszczają podlinkowane zdjęcia mojego Candy na swoim blogu w bocznym pasku.
  2. Osoby bezblogowe podają swój adres mailowy.
  3. Wszyscy chętni wpisują komentarz pod tym postem, zaznaczając na którego Cukierasa mają ochotę. Łakomczuszki, które zasadzają się na obydwa fanty proszone są o zostawienie dwóch komentarzy w celu ułatwienia mi losowania.
  4. Zapisy trwają do 23.10 do północy, a losowanie odbędzie się 24.10.

 Zapraszam serdecznie :-)

ps. przepraszam za jakość zdjęć - aparat lepszy padł, a gorszy robi tak, jak robi. Dodatkowo fotograf ze mnie kiepski, ale o tym to już wiecie ;-)

czwartek, 29 września 2011

Świetlica znów...

bo codziennie dzieje się coś nowego, ciekawego, a dzieci coraz chętniej pracują i tworzą piękne prace.
Kilka dni temu wyklejaliśmy jesienne zaczarowane jeże - niektóre bardziej kolorowe, inne spokojniejsze w tonacji, niektóre już zaczęły zbierać kołderkę z zeschniętych liści.


Kolejne wyzwanie to prace w trójwymiarze, powstałe delikatnie recyklingowo, czyli z wykorzystaniem, darowanych nam, katalogów tapet. Dzieci zaplanowały rozkład pracy samodzielnie, przygotowały tło, narysowały trawę, łodyżki, a potem powycinały z tapet kwiatki, które zostały następnie przyklejone na harmonijki papierowe i kwiatki, jak żywe, wyglądają z obrazków.









A wczoraj przyszło nam się zmierzyć z, uwielbianymi przeze mnie w dzieciństwie, wachlarzykami. Do takiej pracy zainspirowała mnie niechęć jednego z moich Podopiecznych do wykonywania prac plastycznych - indywidualista z Niego niesamowity i ciężko Go czasami przekonać do wykonania pracy, którą zaplanowałam na dany dzień. 
Jako, że chłopiec ten uwielbia Batmana, to pomyślałam sobie, że wykonanie nietoperza z wachlarzowymi skrzydłami może przypaść mu do gustu - nie myliłam się. Wykonał swoją pracę pięknie, precyzyjnie, pozostałe dzieci pracowały równie ciężko, bo wykonać równo taki wachlarzyk z grubego papieru to niełatwa praca...



Po pewnym czasie powstały całe zastępy nietoperzy i nawet dwa ptaszki z długimi, rajskimi ogonami.




Później chłopcy sprawdzali lotność swoich nietoperzy i mimo słońca, te nocne stworzenia latały wspaniale :-)


wtorek, 27 września 2011

Nowe wyzwanie...

Witajcie po długiej przerwie...
Życie znów napisało swój scenariusz i załatwiło mi kolejną przygodę - tym razem zawodową. Od 2 tygodni spełniam się jako pedagog, opiekun, pani od stłuczonych kolan i rozlanej farby.
Zaproponowano mi pracę w Kreatywnej Świetlicy w miejscowości nieopodal mojego miejsca zamieszkania, którą z radością przyjęłam.
Początki nie były proste - pierwszego dnia wróciłam do domu lekko podłamana. Dzieci zrobiły mi swoisty egzamin, sprawdzały na ile im pozwolę, czy dam się im przechytrzyć i będą swawolić do woli. Zachowanie spokoju kosztowało mnie mnóstwo sił i nerwów, a po powrocie do domu zastanawiałam się po co mi to.
Jednak nie poddałam się (w końcu jestem córką żołnierza ;-) - przeanalizowałam swoje zachowanie, wyłapałam słabe strony i punkty mocne, i na nich i na poprawie błędów zaczęłam budować swoją pozycję.
I dziś, w drugim tygodniu mogę powiedzieć, że jest lepiej, praca sprawia mi ogromną frajdę, a dzieciaki są cudne.
Grupka jest na razie nieduża, ale liczę, że się powiększy. Każde z dzieci to bardzo ciekawa osobowość i indywidualność. Przeważają chłopcy - zafascynowani postaciami z różnych bajek i filmów (głównie Batman i Gwiezdne Wojny). Dzięki im wiem, kto to Chichotka czy Szkieletor. Dziewczynki należą do tych spokojnych, chętnych do pracy, no po prostu cud, miód i orzeszki. Ja ze swojej strony próbuję wciągnąć ich w świat plastyki, rękodzieła, przełamując niechęć do tego typu działalności.
Dzieci z dnia na dzień coraz chętniej pracują, a ich prace zachwycają nie tylko mnie i ich rodziców :-)
Poza tym podziwiam świat z perspektywy huśtawki i zjeżdżalni, no i oczywiście szalejemy na sali gimnastycznej (ja uwielbiam berka !)
Mój aparat wysiadł nad morzem, więc na razie zdjęcia będą takie sobie (jeszcze bardziej takie sobie, niż te poprzednie), ale mam nadzieję zdobyć zdjęcia zrobione przez pracowników MOK-u, wtedy będę się chwalić i puszyć ;-)
A na razie podziwiajcie moją gromadkę (niecała załapała się na zdjęcia, ale to nadrobię) i ich pracowitość.






A ja gnam na Wasze blogi, co by nadrobić (o matulu !!!) 2-tygodniowe zaległości.

piątek, 16 września 2011

10 w skali Beauforta...

no może nie 10, ale z 6-7 jest i to codziennie, do tego temperatura bardziej północna niż południowa. A, że do samobójcy mi daleko i (jak to mówi mój Tatulo) trzęsę się o to swoje zas.....e życie, to deska chyba niestety musi poczekać do przyszłego roku (no, chyba, że jutro zrobi się cieplej i mnie wietrznie).


Ale, żeby dupka nie przyrosła do ławeczki czy krzesełka w jastarnianej kawiarni, organizujemy sobie codziennie wycieczki rowerowe to tu, to tam (dziś ma być Władysławowo).
Szymcio podziwia widoki zza tatusinych pleców i obłaskawia ten straszny kask.


Czasami udaje mu się też zdrzemnąć. 





Ale najchętniej podziwia nadmorskie widoki i korzysta z uroków przydomowego placu zabaw.







Ja w wolnych chwilach frywolitkuję pewne zlecenie, ale to historia na zupełnie inną opowieść. A przed wyjazdem udało mi się wykoralikować kolejne dwie jeżynki - nowe właścicielki już z nich korzystają i mam nadzieję, że są zadowolone :-)







A tutaj możecie obejrzeć filmik, na którym widać mnie odrobinę, jak walczę z klockami przy wałku:
http://www.youtube.com/watch?v=cWhwUicTqAs&NR=1
Impreza odbywała się tydzień temu w Wilanowie, a ja miałam przyjemność reprezentować mój powiat, jako artysta rękodzielnik !

sobota, 10 września 2011

Wrzesień...

Wrzesień jest dla mnie miesiącem wyjątkowym, bo właśnie w tym miesiącu obchodzę kolejną rocznicę odejścia mojej Mamy - w tym roku już X.
Przez te 10 lat był to dla mnie miesiąc smutku, specyficznej tęsknoty z bliską Osobą. Choć we wspomnieniach mam różne chwile, bo byłyśmy tak odmienne, że nie obyło się oczywiście bez spięć, drobnych awantur, to teraz stało się to jednak nieważne i  na pierwszy plan wychodzą te najfajniejsze chwile i tylko gdzieś w głębi żal, że nie da rady już zamknąć pewnych spraw.
11 września, dzień szczególny dla wielu osób, bo wtedy, 10 lat temu zmienił się ich świat i nigdy już nie wróci na stare tory. Dla mnie w tym samym momencie rozpoczęła się moja osobista tragedia – w tym dniu, dokładnie w momencie ataku na WTC, moja Mama wchodziła do szpitala na niewinne badania, a 15 dni później już Jej nie było.
Minęło 10 lat, a tegoroczny wrzesień jest jednak dla mnie miesiącem szczególnym (jak zresztą cały rok) i jednak nie do końca jesiennym, bo gdzieś w środku mnie rozkwita Wiosna i radość szczególna. Bo obok mnie jest mój Synek, kolejny Wnuczek mojej Mamy - szkoda, że nie mieli okazji się poznać, ale mam nadzieję, że Babcia czuwa nad Szymciem.
I mam nadzieję, że kiedyś, jak Szymon dorośnie, uda mi się mu przekazać, jak wspaniałym człowiekiem była Jego Babcia Mila.
Tęsknię Mamusiu... 


wtorek, 6 września 2011

Jak sprawić facetowi frajdę...

Było to już jakiś czas temu, pod koniec lipca. Jak co roku i jak większość Krzysztofów, tak i mój mąż w tym właśnie miesiącu obchodził imieniny.
Co roku przeżywam ten sam dylemat odnośnie prezentu. Mąż, jako taki, nie ma szczególnych pasji – owszem lubi gotować, grzebać w różnych domowych urządzeniach, ale żeby jakieś ryby, szachy czy inne pasjonujące zajęcia, to nie.
Nie to, żebym narzekała, ale w kwestii prezentów sytuacja taka tworzy poczucie bezradności, bo ile koszul, krawatów itp. można kupować. Listę płyt muzycznych i książek kulinarnych raczej wyczerpałam i w tym roku  problem pojawił się straszliwy.
Ale z pomocą przyszedł mi portal zakupów grupowych – wpadła mi w oko oferta jazdy off-roadowej. Zaryzykowałam, wykupiłam i w ostatni weekend lipca stawiliśmy się na Okęciu.
Mąż radosny, jak małe dziecko wsiadł do umorusanego samochodu i pod okiem trenera zapoznawał się z jego wnętrzem, wyposażeniem, zasadami prowadzenia itp.



No i się zaczęło – najpierw powoli ruszył w stronę toru, umiejscowionego w gęstych zaroślach, po czym oddał się szaleńczej jeździe. 


Plask błota, ryk silnika i inne oznaki udanej jazdy słychać było w odległości kilkuset metrów. Radosny solenizant pojawiał się i znikał w swym szalonym pojeździe, a my z Szymonem próbowaliśmy uchwycić te chwile szczęścia aparatem.






Sądząc po minie Krzysia, już po jeździe (która trwała godzinę) prezent był jak najbardziej trafiony i nie była to jego ostatnia przygoda z samochodami terenowymi. 


Sądząc po kółkach wózka Szymka, nie tylko Tatuś lubi jazdę off-roadową ;-)


Więc gdybyście miały taki problem jak ja, to polecam, zdecydowanie polecam, bo nasi dorośli Panowie nadal pozostali małymi chłopcami i kochają bawić się autami ;-)

A Szymka uszczęśliwiłam dziś w taki oto sposób:



Pierwsza jazda odbyła się bez przeszkód – pojechaliśmy zakupić kask. Nakrycie głowy trochę popsuło Szymkowi zabawę, ale poza tym rower to jest chyba to ! Za tydzień sprawdzimy trafność zakupu nad morzem :-)