niedziela, 29 kwietnia 2018

W różach i fioletach...

dla młodych Dam. Plecako-worki, bo o nich mowa, szybko i łatwo się szyją. Podszewka i kieszonka w środku i można ruszać na wycieczkę. Za ozdobę robią małe, kwietne broszki w różnych odcieniach różu. Z braku Modelek wykorzystałam Modeli, których miałam pod ręką. Nie buntowali się ;-) 








 


czwartek, 26 kwietnia 2018

Ciekawe szycie...

to miejsce, z którym się zaprzyjaźniłam w styczniu.
Ku zdziwieniu wielu osób, które od lat słyszały ode mnie, że do maszyny to ja na pewno nie usiądę, (NIGDY !!!), w końcu dorosłam do podjęcia rzuconej rękawicy. Otóż zamarzyłam szyć.
Mikołaj podsłuchał i przyniósł mi pod choinkę talon na kurs w "Ciekawym szyciu". I w ten sposób zaczęła się moja przygoda z igłą i nitką (i całą resztą artefaktów) ;-)
Moje umiejętności są bardzo początkujące, ale uczę się, próbuję, szkolę. I tak tydzień temu spędziłam piątkową noc i sobotnie przedpołudnie na kolejnych kursach, znów w "Ciekawym szyciu", które właśnie inaugurowało działalność drugiego już domu.
Pierwszy wieczór to było tworzenie czegoś bardzo kobiecego, co miało sprzyjać wypoczynkowi. Atmosfera była bardzo klimatyczna i to właśnie w niej powstała moja własna maseczka na dobry sen :-)



Następnego dnia poszłyśmy w turystykę i końcowym efektem naszych starań stał się plecako-worek. Idealny dla Młodego na szkolne wyprawy - Właściciel zachwycony, Twórczyni również ;-)

Plecakowa przygoda trwa, ale o niej wkrótce ;-)

wtorek, 24 kwietnia 2018

A w szufladach...

czekają kolejne robótki. Zaczęte już jakiś czas temu, urozmaicają czas, co by monotonia się nie wkradła.
Najdłużej dzieje się poncho wg wzoru Iwony Eriksson "Flamensilk". Robię je z podwójnej lnianej nitki, w pięknym fiolecie. Nieco mnie przystopowały rzędy skrócone, ale kursy na zeszłorocznym Drutozlocie rozjaśniły w mej głowie to zagadnienie i robota ruszyła do przodu. Jest szansa, że tegoroczne, letnie wiatry będę obłaskawiać, otulona w to fiolet-cudo ;-)

Kolejne wyzwanie to chusta z prostego wzoru, znalezionego u Liloppi. Tam też zakupione wełenki - Luna i moher. Szarości i róż, to to, co lubię baaaaardzo ;-)

 No i oczywiście nie mogłam sobie darować i uodpornić się na wszechobecnego Virusa, więc szydełko też ma co robić, gdy znudzą mi się druty ;-) Wzór znaleziony dzięki Szkole Szydełkowania.
Wełna, to Swing z Liloppi, ciekawie przechodzące odcienie od różu po ciemny fiolet. 

A gdzieś tam jeszcze w cieniu stoi kołowrotek i czasami do głosu dochodzi maszyna do szycia, ale o tym nie dziś, bo kilka niespodzianek musi dotrzeć do nowych właścicieli ;-)

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Działam...

wciąż, bo przecież robótki, to obok podróży i książek, moja wielka pasja. Od dosyć długiego już czasu powróciłam do korzeni - moich rodzinnych - do drutów i szydełka. W moim rodzinnym domu, domach moich babć i ciotek te przybory były zawsze. Wełna, zdobywana, kupowana na drugim krańcu kraju, przywożona po cichu z Niemiec, wskakiwała na druty lub szydełko i kobiety z mojej rodziny tworzyły cudeńka.
Stąd też moje połączenie mentalne z pleceniem nici - tych grubych i całkiem cienkich. Niestety, moje skakanie z techniki na technikę spowodowało, że w dziale "Druty" mogę sobie wpisać wciąż początkująca ;-)
Dlatego spod moich rąk wychodzą proste formy - głównie chusty, szale, czasem jakieś poncho. Pokażę niedługo różności, które się obecnie tworzą - nieco z doskoku, bo "ufoków" mam kilka.
Ale ostatnio wkręciłam się w działania grupy "Chusty i szale razem dziergane", administrowaną przez Lioppi i Dagmarę ze Składu rękodzieła. Dziewczyny co pewien czas ogłaszają akcję wspólnego dziergania konkretnego wzoru chusty lub szala. Dzięki temu można otrzymać wsparcie, rozwianie wszelkich wątpliwości, porady odnośnie wełny i drutów. No i można czerpać radość ze wspólnego dziergania - w zaciszu domowym, a jednak w grupie. Jest to oczywiście akcja dla osób, którym nie przeszkadza, że gdzieś tam, w wielu miejscach kraju lub poza nim, powstają podobne udziergi, choć tak naprawdę każdy jest inny, bo każdy tworzy inna osoba :-)
No dobra - dosyć gadania. Czas na pierwszą odsłonę mojej Strzałki.
Chusta powstaje z wełny Liloppi Muffin - 100% akrylu. Dawno nie używałam akrylu, wolę naturalne wełny, ale z tej wełny robiła swoją chustę Kruliczyca, z kursu której korzystamy, więc stwierdziłam, że moja pierwsza powstanie dokładnie taka sama, jak wzór, a kolejne (bo na pewno sięgnę jeszcze po ten wzór) będę tworzyć z innych wełen. 
430 g, 3700 m - zapowiada się duża płachta ;-)




Nie mogę się już doczekać przejść kolorystycznych, które będą następować stopniowo. Dla tych, którzy nie znają tej wełny - składa się ona z trzech pasemek, w których kolory zmieniają się nie na raz, tylko pojedynczo w każdej nitce, stąd wrażenie melanżu i powolne przechodzenie z jednego koloru do drugiego. Na razie rządzi u mnie pomarańczowy, ale już wkrótce powinien pojawić się czerwony. Kolor mojej wełny to "Chińskie lampiony".







niedziela, 22 kwietnia 2018

Powrót...

Długo zastanawiałam się jakim wpisem wrócić tutaj i reaktywować mój blog. Dużo się dzieje, więc i wybrać ciężko. Ale stwierdziłam, że robótki, to coś, co zawsze zdążę wrzucić. A w ostatnim czasie moje życie zostało nieco przewrócone do góry nogami.
Otóż od miesiąca jestem "szczęśliwą"posiadaczką słodkiej przyjaciółki, której Cukrzyca na imię. Diagnoza zwaliła mnie z nóg, przeraziła, zburzyła pozorny spokój. Pozorny, bo na swoją chorobę pracowałam latami - siedząc na tyłku, obżerając do wypęku, nie dbając o ciało. Miałam więc świadomość, szczególnie, że moja rodzina jest obciążona cukrzycą, a ja w dwóch ciążach miałam cukrzycę ciążową, że i mnie to może kiedyś dopaść. No i się doczekałam - cukrzyca typu 2.
Diagnoza może nie wyrok, ale moja psychika legła w gruzach. Strach opanował ciało i umysł, a ja zaczęłam czytać, szukać informacji, chwytać się każdej nadrobniejszej, pozytywnej informacji.
Wprowadziłam znaczące zmiany w moim żywieniu - korzystam z książek z przepisami autorstwa Magdaleny Makarowskiej. Odżywiam się zdrowo - 5 posiłków dziennie, dużo warzyw, grube kasze. Zminimalizowałam ilość spożywanego cukru i białej mąki niemalże do zera. Jestem na tabletkach - 3 x 1 dziennie.
Nie bacząc na komentarze na cukrzycowych grupach na fb włączyłam wspomagacze naturalne - wyśmiewaną morwę, pokrzywę, babkę płesznik, ostropest, aloes. Stosuję wszystko regularnie, wg zaleceń. Do tego dwa razy dziennie - rano i wieczorem - ćwiczę krótkie sekwencje jogowe oraz medytuję. Staram się codziennie iść na spacer, nordic walking lub rower - minimum 45 minut.
Ot, codzienność przerażonego cukrzyka. Ale wyniki już od jakiegoś czasu mam książkowe, co cieszy najbardziej. Do tego -8 kg, a liczę na kolejną redukcję wagi.
I tylko ten nastrój i lęki - wciąż są, i mimo starań, nie odpuszczają. Ale liczę, że pogonię dranie i nie będę musiała sięgnąć po wspomaganie farmakologiczne.
Trzymajcie kciuki ! A jeśli ktoś ma swoje doświadczenia z cukrzycą, to piszcie w komentarzach. To, co się dzieje na grupach fb, które mają wspomagać takie osoby, jak ja, czasami bardzo smuci. Naigrywanie, wyśmiewanie. Zadałam kilka pytań w jednej grupie - pytania, które rodziły się we mnie na gorąco i na bieżąco - i usłyszałam, że powinnam poszukać dobrego diabetologa i dietetyka ;-) Tak więc podziękowałam, bo opiekę lekarską mam dobrą, tylko nie zawsze mogę zadać pytanie od razu.
No to sobie nieco posmutkowałam, ale z pozytywną myślą na przyszłość ;-)
Następnym razem będzie robótkowo :-)
A teraz tulę Was wszystkich, którzy tu wciąż zaglądacie :-)