Długo zastanawiałam się jakim wpisem wrócić tutaj i reaktywować mój blog. Dużo się dzieje, więc i wybrać ciężko. Ale stwierdziłam, że robótki, to coś, co zawsze zdążę wrzucić. A w ostatnim czasie moje życie zostało nieco przewrócone do góry nogami.
Otóż od miesiąca jestem "szczęśliwą"posiadaczką słodkiej przyjaciółki, której Cukrzyca na imię. Diagnoza zwaliła mnie z nóg, przeraziła, zburzyła pozorny spokój. Pozorny, bo na swoją chorobę pracowałam latami - siedząc na tyłku, obżerając do wypęku, nie dbając o ciało. Miałam więc świadomość, szczególnie, że moja rodzina jest obciążona cukrzycą, a ja w dwóch ciążach miałam cukrzycę ciążową, że i mnie to może kiedyś dopaść. No i się doczekałam - cukrzyca typu 2.
Diagnoza może nie wyrok, ale moja psychika legła w gruzach. Strach opanował ciało i umysł, a ja zaczęłam czytać, szukać informacji, chwytać się każdej nadrobniejszej, pozytywnej informacji.
Wprowadziłam znaczące zmiany w moim żywieniu - korzystam z książek z przepisami autorstwa Magdaleny Makarowskiej. Odżywiam się zdrowo - 5 posiłków dziennie, dużo warzyw, grube kasze. Zminimalizowałam ilość spożywanego cukru i białej mąki niemalże do zera. Jestem na tabletkach - 3 x 1 dziennie.
Nie bacząc na komentarze na cukrzycowych grupach na fb włączyłam wspomagacze naturalne - wyśmiewaną morwę, pokrzywę, babkę płesznik, ostropest, aloes. Stosuję wszystko regularnie, wg zaleceń. Do tego dwa razy dziennie - rano i wieczorem - ćwiczę krótkie sekwencje jogowe oraz medytuję. Staram się codziennie iść na spacer, nordic walking lub rower - minimum 45 minut.
Ot, codzienność przerażonego cukrzyka. Ale wyniki już od jakiegoś czasu mam książkowe, co cieszy najbardziej. Do tego -8 kg, a liczę na kolejną redukcję wagi.
I tylko ten nastrój i lęki - wciąż są, i mimo starań, nie odpuszczają. Ale liczę, że pogonię dranie i nie będę musiała sięgnąć po wspomaganie farmakologiczne.
Trzymajcie kciuki ! A jeśli ktoś ma swoje doświadczenia z cukrzycą, to piszcie w komentarzach. To, co się dzieje na grupach fb, które mają wspomagać takie osoby, jak ja, czasami bardzo smuci. Naigrywanie, wyśmiewanie. Zadałam kilka pytań w jednej grupie - pytania, które rodziły się we mnie na gorąco i na bieżąco - i usłyszałam, że powinnam poszukać dobrego diabetologa i dietetyka ;-) Tak więc podziękowałam, bo opiekę lekarską mam dobrą, tylko nie zawsze mogę zadać pytanie od razu.
No to sobie nieco posmutkowałam, ale z pozytywną myślą na przyszłość ;-)
Następnym razem będzie robótkowo :-)
A teraz tulę Was wszystkich, którzy tu wciąż zaglądacie :-)
Najważniejsze, że się nie poddajesz i dbasz o siebie. Będzie dobrze. Trzymam kciuki .Iwona
OdpowiedzUsuńDzięki. Nie daję się, a uporu we mnie tyle, że liczę, że może jakoś uda mi się choć ograniczyć tabletki.
UsuńOby ta przyjaciółka nie była bardzo zaborcza :)
OdpowiedzUsuńNa razie nie jest. Uciszyłam ją i tylko mi towarzyszy ;-)
UsuńHm, no to zmiana w zyciu konieczna - tylko kto powiedział, że nie wniesie nowych doznań, odkryc... Tak, wiem, żadna choroba nie cieszy i ta , która mnie dotyka boli najbardziej. Czasem może warto, oprócz standartowego "po coś tak jest", podnieśc głowę i odkryć, że to nie niedowład (np).ot, tak dla zmiany perspektywy.Sylwko , przyjaciółka wchodzi w Twoje życie, więc Ciebie ma słuchać. Buziaki, cieszę sie, że jesteś i cieszę się na spotkanie. Na razie..
OdpowiedzUsuńLudwiko - zmiany wprowadzam. Cieszą mnie, bo to wyzwanie, a ja lubię wyzwania. Poza tym sytuacja ta kieruje mnie w dobrą stronę i do dobrych zmian. Wiem, że bez choroby długo jeszcze byłabym niekompletna, zajęta innymi aspektami mojego życia. A teraz odkrywam nową siebie i bardzo mi się to podoba. Doświadczam również różnych emocji, z którymi sobie do tej pory nie radziłam - teraz mam swoisty poligon i coraz lepiej sobie na nim radzę. W sumie to chyba powinnam podziękować mojej Przyjaciółce, tylko, żeby nie obrosła w piórka, a tylko przypominała, co dla mnie dobre :-) A tak poza tym nie mogę się doczekać, kiedy Cię uścisnę i wypijemy wspólną kawę na toruńskim Rynku :-*
OdpowiedzUsuńJa też nie mogę się doczekać ( i ciekawam Twojego poligonu, haha)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWiesz - próbowałam zwalczyć różne lęki i smuteczki. Efekty były mizerne. Teraz, małymi krokami, oswajam je, już mnie tak nie oblepiają, nie paraliżują. A i nastrój lepszy i spojrzenie jaśniejsze. A do tego rozpoczynałam swoją przygodę z cukrzycą od 48 rozmiaru, a dziś kupiłam sobie kilka szmatek w rozmiarze 44 i ..... pasują ;-)
UsuńTrzymam kciuki za Ciebie i wierzę, że dasz sobie radę z nową "przyjaciółką" bez wspomagania farmakologicznego. Ja wierzę, że odpowiednim sposobem odżywiania można wyleczyć się z wielu dolegliwości i chorób. Cukrzycy nie mam (na szczęście!) więc nie doradzę nic konkretnego, ale od tego masz dobrego dietetyka :).
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie :).
Ja też zakładam, że zapracuję jeszcze na czasy beztabletkowe. Dieta działa, gimnastyka też :-)
UsuńEj! Laska! Uszy do góry, cyc do przodu! Szybka diagnoza i Twoja skrupulatność dadzą efekty. Mój tata ma taką samą cukrzycę. Od lat. Kontrola cukru trzy razy dziennie i zejdziesz z trzech tabletek na jedną, dwie maks! Grupy fejsbukowe omijaj szerokim łukiem. Szkoda nerwów.
OdpowiedzUsuńTak jest Psze Pani :-) A z grup się chyba w ogóle powypisuję, bo mnie nieco rozczarowały ;-)
UsuńTrzymaj się mocno. Tez miałam cukrzyce ciążowa, mój tata ma cukrzyce, wiec obawiam się ze i mnie to czeka. Staram się już teraz zadbać o siebie, wiec wiem ze nie jest lekko trzymać dietę i regularnie ćwiczyć. A strach na pewno z czasem pokonasz, bo dobrze Ci idzie:)
OdpowiedzUsuń