jest cudną zabawą, szczególnie kiedy prowadzi do tak niesamowitych efektów, jak moje dzisiejsze doświadczenia z Wensem. Poszalałam na nim z barwnikami spożywczymi, które pożyczyła mi Cary Ca.
Kolory wyszły żywe, bardzo energetyczne, a wełna pięknie się mieni, połyskuje, no i to falowanie - ach, móc już to wrzucić na kołowrót ;-)
Ufarbowałam dwa razy po 150 g - wełny powinno wyjść na jakieś szałowe chusty ;-)
Pracowałam też z merynosem, ale jeszcze dosycha. Dziwne to trochę - wełna leży cały dzień na dworze, wyschła prawie cała, ale są miejsca, które wyglądają, jakbym je dopiero co polała wodą. Nie wiem czemu tak się dzieje, tym bardziej, że chodziłam co jakiś czas i rozciągałam te pasma. Macie jakiś pomysł ?
Śliczne kolorki.
OdpowiedzUsuńTrochę na wariata, bo brak doświadczenia i nieznajomość farb, ale efekty bardzo mnie zadowalają :-)
UsuńBatki! Właśnie takie odjechane kolorystycznie batiki muszę zamówić! Dzięki za przypomnienie :D
OdpowiedzUsuńPs: fajne to Twoje wełniane farbowanki :-) Podobują mnie się ;-)
Batików Ci nie zapewnię, ale choć przypominajka mi się udała ;-)
UsuńPięknie Ci te farbowanki wyszły! Też powinnam coś pofarbować, ale moja wena gdzieś znikła. Mam nadzieję, że wkrótce wróci, szczególnie jak pooglądam sobie Twoje dzieła :).
OdpowiedzUsuńSzukaj, szukaj - szkoda, żeby gdzieś leżała bezużytecznie ;-)
Usuń