pomóc sobie w oswojeniu lęków. Przyszły niespodziewanie, jakoś w połowie lutego - w momencie, kiedy ogarniałam przyjazd grupy tureckich uczniów do naszej szkoły, kiedy szary dzień snuł się za oknem, a ja wypatrywałam słońca, kiedy przyroda spała, a świat wydawał się smutny. Najpierw napłynęły po cichu i nieśmiało, ale wiadomość o tym, że mam cukrzycę, otworzyła im drzwi do mojego serca i ciała. Wlazły z butami, rozsiadły się, jak u siebie i drążą mój mózg. Snują swoje wizje o możliwych, nadchodzących chorobach, które niechybnie dopadną moją rodzinę - wytykają paskudny pieprzyk na plecach Męża, wciąż bombardują wiadomościami o podwyższonym ciśnieniu i arytmii jednego Bliźniaka i bardzo niskim drugiego (a raczej drugiej), wspominają mimochodem o możliwym zabiegu chirurgicznym Szymka. A moje serce drży, łzy cisną się do oczu, oblepiający strach każe siedzieć na kanapie i się nie ruszać. Gdzieś w międzyczasie podpowiadają mi, że moja cukrzyca NA PEWNO już wkrótce zakończy się koniecznością amputacji stopy z powodu nadchodzącej stopy cukrzycowej.
Najprostsza droga droga do psychiatryka, a w najlepszym przypadku do regularnego zażywania antydepresanatów.
Stwierdziłam, że mam dosyć. Że męczy mnie już brak radości z czegokolwiek, co do tej pory niosło radosne podniecenie, jasne spojrzenie w przyszłość. I zaczęłam szukać alternatywy dla ciągłego nurzania się w strachu, że coś złego spotka moich bliskich, a ja dokonam swego żywota po długiej chorobie i będę dalej cierpieć katusze, tym razem pośmiertne.
Na fali poszukiwań spokoju i ukojenia sięgnęłam po książkę, która już jakiś czas czekała na odkrycie. Dagmara Skalska, autorka książki "Pokochaj swoje serce", osoba, która przeżyła osobistą tragedię, powoli przeprowadza czytelnika przez kolejne etapy podróży do własnego serca. Pomaga je odnaleźć, zaufać jego podszeptom, odrzucając to, czego chce od nas nasze ego i wszechwiedzący rozum. Nie jest łatwo tak od razu zawierzyć i zaufać, ale czuję, że to dobra droga. I cieszę się, że mam ją przed sobą, choć chyba już na nią wstąpiłam, bo kamień z żołądka jakby nieco zrobił się lżejszy i dziś, w końcu, głośno się zaśmiałam :-)
Pani Dagmaro - dziękuję :-)
Sylwuś lubię Cię słuchać i czytać. Piszesz pięknie o trudnych sprawach. Życzę Ci odnalezienia pokoju ducha��
OdpowiedzUsuńTo co piszę, płynie gdzieś z mojego wnętrza. To takie nazwanie tego, co się we mnie i ze mną dzieje. W ten sposób porządkuję swoje myśli, staram się podsumowywać to, co udało mi się już zrobić i zobaczyć ile jeszcze przede mną. Myślę, że wiele osób zmaga się z podobnymi problemami - nie wszyscy jednak potrafią o tym mówić. Co więcej - czują się odizolowane, wyobcowane, "dziwaczne", bo skąd takie myśli czy problemy ? Może, gdy choć jedna osoba, która, tak jak ja, próbuje oswoić swoje lęki, jest w drodze do siebie samego, poczuje się mniej osamotniona, znajdzie siłę i wiarę na dalszą podróż życiem zwaną. Każdy z nas ma w sobie ogromny potencjał, a czasami brak odwagi na jego wykorzystanie i dzielenie się tym z innymi.
UsuńJak miło. :)
OdpowiedzUsuń