Nasza mroźna koleżanka nadchodzi szybkimi krokami, co można zauważyć przez okno - oszronione trawy, spadające liście. U mnie jej zapowiedzią stała się również Ata, która w ostatnim tygodniu zjechała do mnie z całą baterią słoików, słoiczków ze swoimi pysznościami, „no bo przecież nie spróbowałaś jeszcze wszystkiego” (cała Ata ;-) No i będę się obżerać, ale chyba musze się pośpieszyć, bo po porodzie pyszności octowe będą nie dla mnie.
Ja również zapełniam swoją spiżarnię różnymi pysznościami - ostatnio zrobiłam sałatkę z buraków z papryką (przepis od Miranki, która ma założony blog, ale, niestety, nie bloguje, dlatego przepis podaję tutaj).
4 kg buraków
1 kg papryki
3-4 cebule
Zalewa:
1 szkl. wody
1 szkl. octu 10%
1 szkl. oleju
1 szkl. cukru
Buraki ugotować, obrać ze skórki, zetrzeć na tarce jarzynowej i lekko posolić. Do garnka wrzucić składniki zalewy, pokrojoną w kostkę paprykę i cebulę. Wszystko razem zagotować i mieszając, potrzymać na ogniu przez 5 min. Następnie sukcesywnie dodawać starte buraki. Doprowadzić do wrzenia i chwilę pogotować. Gorącą sałatkę wkładać do słoików, zakręcać i odstawić do ostygnięcia do góry dnem.
Wczoraj dokończyłam pakowanie cukinii w słoiki według wskazówek Aty. Mój wyrób kolorystycznie odstępuje od tego, co można podziwiać u niej, ale w mojej wsi zakup cynamonu w laskach jest rzeczą niemożliwą, więc musiałam zastosować cynamon w proszku. Mam nadzieję, że nie wpłynie to negatywnie na walory smakowe mego wyrobu. Acie dziękuję za pomoc w obliczeniu ilości potrzebnej mi zalewy - poszalałam z ilością cukinii i wyszła mi jakaś koszmarna ilość tejże. Atę zaatakowałam o 7 rano mnóstwem pytań, a ona z niezmąconym spokojem odpowiadała na moje wątpliwości.
Jak widać, głód w zimowe, długie wieczory nam nie grozi – zima może przychodzić.
Robótkowo sięgnęłam, nadal w koralach, po motyw jarzębinko-gronowy i po poradach Miranki powstały takie oto ozdoby – ten sam styl, różna kolorystyka.
Próbując przeciwdziałać nadchodzącym chłodom, owinęłam się różnokolorowymi kłębami wełny czesankowej i ukulałam trochę kul. W zeszłym roku moje korale składały się głównie z filcu, ale teraz próbuję je trochę ożywić, dodając elementy ceramiczne, drewniane itp. Dzięki temu korale zaczynają żyć swoim życiem, coś się w nich dzieje, moim zdaniem nabierają fajnego charakteru.
Korale podziwiam, przetworów zazdroszczę:))
OdpowiedzUsuńO jejejujejeju!
OdpowiedzUsuńSię poczułam jako ta gwiazda jakowaś! ;-D
No i muszę się pochwalić, że OSOBIŚCIE temi oczamy widziałam, jak Sylwia toczyła te kulki filcowe :-). I nawet się chyba nauczyłam filcowania na mokro! Mojej kuchni już (CHYBA!!) nie grozi kolejny potop, jakby mnie natchnęło na filcowanie ;-)
A za przepis Miranki bardzo dziękuję! Już wiem, co będę robić w środę :-D