Pokój Szymcia prawie gotowy do przyjęcia nowego członka rodziny – czekają na niego różne sprzęty, wózek, ubranka, książeczki, a w rogu pokoju stoi rzecz wyjątkowa, ze swoją własną, dosyć długą historią. To kołyska, którą dostałam od mojej Macoszki - Eli.
Mebel lekko wiekowy – jego powstanie datuje się na rok 1947, został wykonany przez nieznanego stolarza dla wujka mojej Macoszki. Po jego odchowaniu mebel przeszedł w posiadanie rodziców Eli i wychowali się w nim – jej starsza siostra, ona sama i jej młodsi bracia. Następnie w kołysce kołysano ciotecznego brata i siostrę Eli, aż w końcu przyszedł czas na kolejne pokolenie, tj. dzieci siostry Eli.
O mebel bardzo dbano, poddawano kolejnym renowacjom, malowaniu i tak spokojnie doczekał XXI wieku i kolejnego, czwartego już pokolenia dzieci. W międzyczasie wywiązała się tradycja trwałego zapisywania danych kolejnych użytkowników mebla na tabliczce w postaci wygrawerowanego imienia i nazwiska małego mieszkańca.
Rodzice Ignasia, który jako ostatni przed naszym Szymonem sypiał w tej kołysce, przemalowali ją na biało i wzbogacili mebel o nowy element dekoracyjny – barokowe główki aniołków na szczytach mebla. Wcześniej kołyska była w kolorze turkusowym i chyba taki kolor by mi się bardziej podobał. Jednak dostałam ją już przemalowaną na biało i tak zostanie.
Szymon będzie 17-stym mieszkańcem tego zacnego mebla i mam nadzieję, że przez lata kolebusia zbierała pozytywną energię i stanie się bezpiecznym miejscem dla mojego Synka...
Robótkowo też jakby się czas u mnie zatrzymał - plotę sznurki (lniane, ze srebrnej nici, z kordonków), mocuję na nich korale i tak codziennie czas mi upływa. Nuda, panie dziejku ;-)
Pierwsze korale, to zamówione przez moją koleżankę perełki wplecione w połyskującą nić - dopełniały jej strój na weselu (mam nadzieję, że się dobrze bawiła :-)
Kolejne dwie pary, to połączenie srebrnej nici z drewnianymi koralikami. Pierwsza para ma koraliki wrobione w trakcie plecenia sznurka, w drugiej korale są nanizane na zrobiony wcześniej sznurek:
Następne dwie pary, to wykonane z tureckiego kordonka sznury w połączeniu drewienka, wariacje na temat brązów, bardziej lub mniej skręcone - zależy jak kto lubi:
No i ostatnie trzy pary bazują na niciach lnianych - brązowych lub w kolorze naturalnym, w kolorach, które podpowiadała mi dusza, lekko zajesieniona, choć chyba jeszcze nie do końca :-)
Fajne korale, te najbardziej kolorowe są najładniejsze dla mnie :)
OdpowiedzUsuńSylwuś! Ty jak zwykle nudzisz się czynnie i pięknie :-)
OdpowiedzUsuńA co do kołyski - dobrze, że Szymuś jej nie widzi, bo by JUŻ chciał wyjść z tej bezpiecznej przystani pod Twoim gorącym sercem :-)
Piękna ta kołyska z jakimi tradycjami:)))
OdpowiedzUsuńKorale śliczne. Mnie urzekły pierwsze , z perełkami.
Znowu cudeńka pokazujesz. Pierwsze i czwarte zdjęcie marzenie!
OdpowiedzUsuńKołyska z bogatą tradycją, mój starszy syn był chyba czwartym posiadaczem wózka, ale gdzież to porównywać do długiej listy kołyskowej:)
Pozdrawiam serdecznie.
Śliczne naszyjniki! Czy zdradzisz jak wyplatasz sznureczki? Czy używasz do tego celu drewnianej laleczki?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cieszę się, że korale znajdują uznanie :-) Mi ich tworzenie daję ogromną frajdę.
OdpowiedzUsuńLucynko - kiedyś sznurki robiłam na laleczce, ale była to katorżnicza praca przy sznurkach taaaaakiej długości (ponad 3 m), dlatego usprawniłam pracę i kupiłam sobie mały młynek do kręcenia sznurków.
Musze się Wam pochwalić - większość tych wspaniałych naszyjników miałam zaszczyt macać własnoręcznie!
OdpowiedzUsuńI jestem OCZAROWANA i ZACZAROWANA!