wtorek, 5 października 2010

Historia jednej kołyski...

Pokój Szymcia prawie gotowy do przyjęcia nowego członka rodziny – czekają na niego różne sprzęty, wózek, ubranka, książeczki, a w rogu pokoju stoi rzecz wyjątkowa, ze swoją własną, dosyć długą historią. To kołyska, którą dostałam od mojej Macoszki - Eli.
Mebel lekko wiekowy – jego powstanie datuje się na rok 1947, został wykonany przez nieznanego stolarza dla wujka mojej Macoszki. Po jego odchowaniu mebel przeszedł w posiadanie rodziców Eli i wychowali się w nim – jej starsza siostra, ona sama i jej młodsi bracia. Następnie w kołysce kołysano ciotecznego brata i siostrę Eli, aż w końcu przyszedł czas na kolejne pokolenie, tj. dzieci siostry Eli.
O mebel bardzo dbano, poddawano kolejnym renowacjom, malowaniu i tak spokojnie doczekał XXI wieku i kolejnego, czwartego już pokolenia dzieci. W międzyczasie wywiązała się tradycja trwałego zapisywania danych kolejnych użytkowników mebla na tabliczce w postaci wygrawerowanego imienia i nazwiska małego mieszkańca.
Rodzice Ignasia, który jako ostatni przed naszym Szymonem sypiał w tej kołysce, przemalowali ją na biało i wzbogacili mebel o nowy element dekoracyjny – barokowe główki aniołków na szczytach mebla. Wcześniej kołyska była w kolorze turkusowym i chyba taki kolor by mi się bardziej podobał. Jednak dostałam ją już przemalowaną na biało i tak zostanie.
Szymon będzie 17-stym mieszkańcem tego zacnego mebla i mam nadzieję, że przez lata kolebusia zbierała pozytywną energię i stanie się bezpiecznym miejscem dla mojego Synka...

Robótkowo też jakby się czas u mnie zatrzymał - plotę sznurki (lniane, ze srebrnej nici, z kordonków), mocuję na nich korale i tak codziennie czas mi upływa. Nuda, panie dziejku ;-)

Pierwsze korale, to zamówione przez moją koleżankę perełki wplecione w połyskującą nić - dopełniały jej strój na weselu (mam nadzieję, że się dobrze bawiła :-)


Kolejne dwie pary, to połączenie srebrnej nici z drewnianymi koralikami. Pierwsza para ma koraliki wrobione w trakcie plecenia sznurka, w drugiej korale są nanizane na zrobiony wcześniej sznurek:

 

Następne dwie pary, to wykonane z tureckiego kordonka sznury w połączeniu drewienka, wariacje na temat brązów, bardziej lub mniej skręcone - zależy jak kto lubi: 

 


No i ostatnie trzy pary bazują na niciach lnianych - brązowych lub w kolorze naturalnym, w kolorach, które podpowiadała mi dusza, lekko zajesieniona, choć chyba jeszcze nie do końca :-)



 

7 komentarzy:

  1. Fajne korale, te najbardziej kolorowe są najładniejsze dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sylwuś! Ty jak zwykle nudzisz się czynnie i pięknie :-)
    A co do kołyski - dobrze, że Szymuś jej nie widzi, bo by JUŻ chciał wyjść z tej bezpiecznej przystani pod Twoim gorącym sercem :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna ta kołyska z jakimi tradycjami:)))
    Korale śliczne. Mnie urzekły pierwsze , z perełkami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu cudeńka pokazujesz. Pierwsze i czwarte zdjęcie marzenie!
    Kołyska z bogatą tradycją, mój starszy syn był chyba czwartym posiadaczem wózka, ale gdzież to porównywać do długiej listy kołyskowej:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczne naszyjniki! Czy zdradzisz jak wyplatasz sznureczki? Czy używasz do tego celu drewnianej laleczki?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że korale znajdują uznanie :-) Mi ich tworzenie daję ogromną frajdę.
    Lucynko - kiedyś sznurki robiłam na laleczce, ale była to katorżnicza praca przy sznurkach taaaaakiej długości (ponad 3 m), dlatego usprawniłam pracę i kupiłam sobie mały młynek do kręcenia sznurków.

    OdpowiedzUsuń
  7. Musze się Wam pochwalić - większość tych wspaniałych naszyjników miałam zaszczyt macać własnoręcznie!
    I jestem OCZAROWANA i ZACZAROWANA!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :-)