to, że u mnie wiele rzeczy musi swoje odleżeć, ale większość z nich znajduje swe szczęśliwe zakończenie - tak właśnie było z moim ostatnio zakończonym wytworem.
Krosno osnułam już dawno temu, w październiku, ale stało sobie spokojnie przez ponad dwa miesiące, aż w końcu 28 grudnia wieczorem stanęłam przy nim i w godzinach 22.00 - 23.00 uplotłam 80 cm dywanika.
W wiązaniu frędzelków swój udział miała moja Kuzynka :-)
Tylko i aż godzina minęła mi na utkaniu tego maleństwa, ale ja tak mam - coś leży miesiąc, dwa, rok, a nawet dłużej, aż przychodzi tego czegoś dzień i w kilka godzin kończę i się zachwycam. I wtedy tak sobie myślę, czy tylko ja tak mam ? A może to się jakoś leczy ?
Jestem pod wrażeniem!! Cudowny dywanik!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dzięki :-)
UsuńPiękny!! Bo Twój! Bo sama zrobiłaś! i to jest wspaniale że możemy się potem zachwycać...i nie lecz tego!!
OdpowiedzUsuńNo dobrze - nie będę leczyła. I tylko mam nadzieję, że te inne prace, które czekaja na skończenie wreszcie się doczekają :-)
UsuńNooo, super dywanik! Bardzo mi się podoba :). Fajne byłyby takie podkładki pod talerze :). Z czego go utkałaś?
OdpowiedzUsuńNie ważne jak długo projekt czeka na wykonanie, ważne, że go wreszcie kończysz :)).
No czytasz mi w myślach, nastepne mają być podkładki w szarości :-)
UsuńTego się nie leczy, można jedynie zagipsować paluszki... ulach
OdpowiedzUsuńEwentualnie zawsze można związać rączki mocnym sznurkiem ;-)
UsuńMaleństwo sympatyczne. Ale, ale... Czy Stavros dalej przez okno kuchenne do domu włazi? ;-)
OdpowiedzUsuńJa też tak mam. Moje butelki czekają trzy lata na dokończenie :) Przypomina mi się piosenka z kabaretu starszych panów... http://www.youtube.com/watch?v=-oHYeMVcYP4
OdpowiedzUsuńSuper:) Każdy ufok musi w końcu ujrzeć światło dzienne;) Chociaż u mnie szydełkowe ufoki kończą jako zabawki dla psów i kotów;)
OdpowiedzUsuń