W związku z powyższym wzięłam ja sobie zapas gazety na zjazd na moją uczelnię i wraz z pracowitymi "Mróweczkami" z mojej grupy przyswoiłam sobie sztukę plecenia rurek
ich składania w całość - w jednych miejscach bardziej stałą, w innych rozlatującą się straszliwie
ale udało się i to nie tylko mi
Po powrocie do domu koszyczek dostał ostatni szlif - nie wyplotłam uchwytu, bo nie miałam pomysłu na wykorzystanie takiej formy
sięgnęłam po zapas farby w kolorze ścian w moim salonie i mam pojemniczek na różne przydasie, tudzież podchrupajki
Nie jest to może dzieło nadzwyczajne, ale dla mnie o tyle cenne, że jakoś mnie ta wiklina nie nęciła i nie sądziłam, że uda mi się sklecić coś z kilku rurek gazety, a tu proszę - znów sama siebie zaskoczyłam (nie wspominając mego najbliższego otoczenia ;-)
Całkiem fajnie wyszedł Ci ten koszyczek :). Mój pierwszy był zdecydowanie bardziej krzywy ;)). Takie koszyczki są świetne do przechowywania różnych drobiazgów. Sama, parę lat temu, zrobiłam sobie kilka (różnej wielkości) i służą mi wiernie do dziś :).
OdpowiedzUsuńMój też na początku nie grzeszył prostą formą i ogólnym ogarnięciem, ale jakoś mi się udało pozbierać go do kupy. Mam w planach jeszcze inne, jak tylko znajdę czas na skręcanie rurek - to takie miłe zajęcie, tylko strasznie brudzi paluchy.
UsuńMiłe zajęcie? No nie... prawie jak chowanie nitek we frywolitce! ;)
Usuńnigdy nie próbowałam tej techniki a kusi mnie :)
OdpowiedzUsuńtylko czasu brak :)
fajnie wyszedł ten koszyczek !
pozdrawiam serdecznie :)
Ano, ano - dlatego ja z radością spróbowałam, jak tylko pojawiła się okazja na studiach, bo tak sama z siebie, to pewnie bym się nie zabrała.
UsuńNo i gratuluję... ja mam pierwsze próby za sobą, uwielbiam wiklinę, ale pleść jednak nie lubię. Zostanę przy podziwianiu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też nie to, żebym miała zarzucić wszystko i ino pleść, ale pewnie będę próbować :-)
UsuńSylwio świetny ten koszyczek, tego jeszcze nie próbowałam, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPolecam Irenko, fajnie odstresowuje :-)
UsuńMój pierwszy koszyczek powstał w lutym i do tej pory nie doczekał się publikacji, krzywulec jeden ;)
OdpowiedzUsuńTwój jest o wiele zgrabniejszy!
A wraz z kolorem nabrał takich rumieńców, że i u mnie nowy zapał się rodzi... Ostatnio zaprenumerowałam lokalną gazetę, to może wykorzystam tę makulaturę? ;)
Czekam na kolejne Twoje, bo "pierworodny" wyszedł super!
NO to łapki w górę i do roboty - będą miały Misie koszyczki na drobiazgi. No weź Matka - nie marudź, ćwicz :-)
UsuńWielki podziw Twoim zdolnościom !!! Brawo !
OdpowiedzUsuńDziękuję Jagódko - a tak co nieco w sobie odkrywam powoli ;-)
UsuńSylwia, czy jest coś czego nie potrafisz!?
OdpowiedzUsuńOdpowiem zdecydowanie - TAK, o TAK ! Choćby z Twojego ogródka - szyć :-(
UsuńTo kolejną technikę rękodzielniczą zaliczyłaś. Koszyczek oko cieszy.
OdpowiedzUsuńWiesz, mam wymagających nauczycieli ;-)
UsuńKiedyś też bawiłam się papierową wikliną,ale strasznie ręce mnie bolały od skręcania rurek( starość nie radość,reumatyzm nie pociecha;) ),więc porzuciłam i podziwiam dzieła innych:) Moja znajoma bejcuje na brązowo,także faktycznie można pomylić z prawdziwą wikliną:)
OdpowiedzUsuń