piątek, 27 kwietnia 2012

Historia jednej kartki...

a nawet kilku, kilkunastu lub wręcz kilkuset, jakbyśmy się postarali ;-)
W świetlicy mieliśmy inwazję papieru, własnoręcznie zrobionego, w ilościach niemal masowych.
Ale zacznijmy od początku...
Najpierw były gazety, które rwaliśmy...

 rwaliśmy...

i rwaliśmy...


Potem dodaliśmy wrzątek, mąkę ziemniaczaną i tak powstałą pulpę moczyliśmy przez kilka dni.
Następnie przyszła pora na mikser i na robienie papieru właściwego.
Pierwszego dnia produkcja odbywała się na ramkach, wykonanych własnoręcznie przez dzieci (z nasza pomocą).







Kiedy okazało się, że naszej masy starczy na wyprodukowanie encyklopedii w tomach wielu lub dzieł zebranych nader płodnego pisarza, zmuszeni byliśmy wykorzystać prasę, wypożyczoną z pewnej zaprzyjaźnionej firmy.




Produkcja poszła znacznie szybciej, jeszcze tylko chwilka na wysuszenie i tak oto powstały kartki pod nasze obrazki i tajemnicze hieroglify ;-)










Zabawa była przednia, z zapachem masy po kilku dniach było troszkę gorzej, ale udało się salę wywietrzyć. No i jakby co, to zawsze jakieś zajęcie na dorobienie sobie do emerytury mam ;-)

7 komentarzy:

  1. Ekstra zabaaaaaaaaawa! :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Obawiam się, że wielu emerytur byłoby mało na dorabianie wykorzystujące Twoje pomysły... ;D
    GA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GA - Twoja wiara w moje możliwości mnie powala. I jak tu Cię nie zawieść :-)

      Usuń
  3. Uśmiechy na twarzach dzieci - bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Jakie to moje dziecko pracowite! :) Pozdrawiamy :))))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :-)