sobota, 21 września 2013

19 dni...

od ostatniego posta - wypełnionych pracą, poznawaniem Sówek - uroczych, energicznych, pełnych pomysłów, ale o nich dokładniej możecie poczytac tutaj.
Na niwie prywatnej twórczości wielkie nic, bo czas jakoś nie chce mi się rozciągnąć.
Udało mi się tylko wybrać do Teściów, a tam szaleństwo grzybowe





Rydzów starczyło na obiad :-)
A jeszcze takie cudo wlazło mi pod nogi - jakis porościk w szalonym kolorze. 
No i od kilku dni próbujemy wytłumaczyć Szymkowi, że przedszkole jest NAPRAWDĘ dla dzieci i da się tam funkcjonować - na razie efekty mamy mizerne, a Miś co dzień wieczór powtarza, że on już nie pójdzie do swojego przedszkolka. Mam nadzieję, że w końcu uda się przekonać, że Go tam nie zostawię (a chyba takie obawy Mu wciąż towarzyszą).
Aaaaa, i jeszcze cytat z ostatniego tygodnia - jedna moja 5-letnia Sówka smętnie wisi nad obiadem, więc mówię do Niej, że jak nie zacznie jeść, to będę musiała Ją pokarmić, a Ona, patrząc na mnie nieobecnym wzrokiem mówi "Karm mnie, karm" ;-)

Pozdrawiam Was i zapraszam do komentowania - to będzie dowód, że jeszcze tu zaglądacie, mimo mojej długiej absencji  :-)

13 komentarzy:

  1. Ja, wierna fanka bloga zaglądam prawie codziennie z nadzieją na jakieś fotki i nowe wpisy!!!!! :-)) Szymunio cudny jak zawsze, tylko reszty Rodzinki brakuje na fotkach :-)) Ściskamy i czekamy na więcej :-))!!!! Magda z Mamą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję wiernym Fankom i donoszę - Szymcio załatwił sobie kaszel, jak ze studni, więc przedszkole musi poczekać :-(

      Usuń
    2. Bo to wina pogody...taka paskudna i w kratke :(

      Usuń
    3. No właśnie nie wiem czy nie zawiniły lody, które Szymi sobie zam zaaplikował w domu w piątek - wyciągnął z lodówki, wziął miskę, łyżeczkę i gotową porcję przyniósł do salonu ;-)

      Usuń
  2. No to już wiem kto Mu takich strasznych rzeczy naopowiadał ;-) Ale Synuś zdolna bestyjka - w piątek pożarł w domu lody i dziś przeziębionko jak ta lala. Ciocia z przedszkola nie będzie straszyć przez najbliższy tydzień zapewne. Choć kochana z niej osóbka i w niczym wspomnianego bohatera nie przypomina ;-) Naszyjnik z sówek cudny - może kiedyś dziergnę Ty nęcicielu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wiem, coś tam sobie czasami szeptaliście do uszek ;-) A Ciocię znamy prywatnie - łagodna jak łania, zaręczam. Zębiska wyrwane, pazurki spiłowane ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Całym sercem jestem z Szymusiem i moim Leosiem, który codziennie powtarza, że mu będzie bardzo smutnoooo ;) A choróbska zaatakowały wszystkie znane mi przedszkolaki, tak to bywa na początku i ta pogoda brrr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szymi ciągle upewnia się, czy po niego wrócę, więc chyba to jest ta jego trauma - poczucie porzucenia. Ale nie ma wyjścia, musi przywyknąć - mam nadzieję, że się uda.

      Usuń
  5. Grzybiarz pełną gębą:) Współczuję Szymkowi tych przedszkolnych początków. Ja do dziś pamiętam mój pierwszy dzień w przedszkolu. To naprawdę traumatyczne przeżycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda ? Wyjątkowe udane to były poszukiwania, bo ja standardowo grzybów nie widzę, a tutaj rydzowisko do wypęku.
      Jako osoba, której zawsze wszędzie było dobrze, oby nie w domu, nie mam takich wspomnień - przedszkole, szkoła, potem liceum z internatem - cudne miejsca z cudnymi ludźmi - ot takie jakieś dziwne spaczenie mam ;-) Ale staram się zrozumieć obawy mojego dziecka i bez końca zapewniam go, że nie zostaiwę go w przedszkolu, że odbiorę prosto po pracy. Mam nadzieję, że w końcu uwierzy.

      Usuń
    2. Ja nie pamiętam dlaczego tak mnie przerażało to przedszkole tego pierwszego dnia. Za to sam dzień pamiętam dokładnie. I ten okropny strach. W kolejnym roku nie znosiłam przedszkola bo mieliśmy panią, która nie tylko wyglądała jak czarownica ale tak się też zachowywała. Mam pecha bo mam dobrą pamięć nie tylko do dobrych momentów ale i do tych złych. Ale spoko, na starość się to pewnie zmieni;) Tzn pamięć oczywiście;)

      Usuń
  6. Przedszkola nienawidziłam z całej duszy! Byłam najszczęśliwsza, jak byłam chora. A że chorowałam ciągle, to i w przedszkolu rzadko gościłam :-D
    Nie musiałam sobie chorób fundować - same przychodziły ku utrapieniu mojej Mamy :-DDD
    W domu zawsze było mi najlepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szymon chyba ma podobnie, ku mojemu utrapieniu ;-) Jutro Tatuś zostaje na straży - zobaczymy co dalej ;-)

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :-)