Jakiś czas temu dostaliśmy wiadomość od kuzynki mojego Męża, pochodzącej z Ukrainy, że obecnie mieszka w Polsce. Udało nam się spotkać parę razy i, jak to wśród Pań bywa, odbyłyśmy długą podróż kulinarną.
Od Ani dowiedziałam się, że nasze ruskie pierogi, to na Ukrainie pierogi polskie, nasz barszcz ukraiński, to oczywiście barszcz... polski, a sałatka jarzynowa, to sałatka Oskara (ponoć kucharz Napoleona miał tak na imię i w czasie głodu w trakcie wojen napoleońskich podawał tylko ziemniaki. Napoleon obiecał mu ścięcie głowy za ponowne podanie ziemniaków do jedzenia, a kucharz, tak zainspirowany, wpadł na pomysł sałatki). We Włoszech ta sama sałatka nosi miano sałatki rosyjskiej (!!!)
Jednak wczoraj moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy Ania przywiozła ciasto na faworki i w trakcie jego rozwałkowywania kazał mi nagrzać piekarnik. Znam faworki kruche, znam faworki drożdżowe, ale pieczonych w piekarniku nie znałam.
Okazało się, że na Ukrainie często robi się własnoręcznie ciasto francuskie, mrozi się je, a potem postępując podobnie, jak z typowym ciastem na kruche faworki, przygotowuje się je i piecze w piekarniku. W smaku wychodzi coś pomiędzy ciastem francuskim, a faworkowym - kruche, ale i maślane, mniam.
Mam nadzieję, że u Was odruch Pawłowa jest równie dobrze wykształcony, jak u mnie, ale pamiętajcie o monitorach ;-)
Ciasto francuskie Ani
60 dag masła
60 dag mąki
Masło, zostawione na jakiś czas w temperaturze pokojowej, wyrabia się z mąką na gładką masę.
600 g wody
25-30 g octu
1 jajko
mąki tyle, aby uzyskać gęstość ciasta na pierogi.
Zagniatamy składniki na ciasto "pierogowe". Gotowe rozwałkowujemy, maślane dzielimy na 6 części i jedną część rozsmarowujemy na pierogowym. Placek składamy w romb i jeszcze raz w romb i wkładamy do zamrażarki na 2 godziny. Wyjmujemy, rozmrażamy, rozwałkowujemy i rozsmarowujemy kolejną część ciasta maślanego. Znów składamy i znów do zamrażarki. Tak postępujemy aż do wykorzystania ostatniej, szóstej części ciasta maślanego. Po ostatnim dodaniu ciasta maślanego ciasto ponownie ląduje w zamrażarce.
Po 2 godzinach ciasto jest gotowe do użycia, ale możemy je podzielić na części i zużywać partiami. Dłuższe przechowywanie ciasta w zamrażarce dodaje mu puszystości.
Faworki wykrawamy tradycyjnie, ale te są bardziej wiotkie, co widać po moich tworach (lepiej robić je zdecydowanie mniejsze od tradycyjnych, takie na jeden chapsik)
i wstawiamy je do nagrzanego wcześniej piekarnika (180 st .) Gotowe, jeszcze ciepłe, posypujemy cukrem pudrem.
Smacznego !
Zapisałam ... wyglądają tak, że ślinotok gotowy...ja uwielbiam faworki!
OdpowiedzUsuńZ takiego ciasta nigdy nie robiłam, ani nie jadłam!
Wierzę, że dobre... ale to ciasto robi się jeżeli dobrze liczę ponad 12 godzin!!!!
No tak, trochę to pracochłonne, ale warto. Poza tym masz zapas na jakiś czas, bo ciasta wychodzi sporo.
UsuńPrzepis i sposób przygotowania mnie dobił, ale ciastka wyglądają bardzo apetycznie! Do tej pory za faworkami nie przepadałam, bo smażone ciastka w ogóle niezbyt mi służą :(, ale o pieczonych faworkach jeszcze nie słyszałam. No cóż - człowiek uczy się całe życie :)).
OdpowiedzUsuńAsiu, mam zamrożone to ciasto na zapas, więc jakby co, to wiesz ;-)
Usuńfaworki wyglądają bardzo apetycznie, można się wprosić na nie, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapraszam :-)
UsuńJa też , ja też... jestem chętna na jedzenie ;-)
UsuńOj ja też bym się wprosiła, odpowiada mi ta forma pieczona.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBabcia Marynia również mile widziana :-)
UsuńAle pysznie wyglądają,tylko jak dla mnie za długo się robią ;)
OdpowiedzUsuńMoże rozpoczniesz produkcję i zaczniesz sprzedawać na artillo,he,he? Chętnie kupię,bo smaka mi narobiłaś.Tak na marginesie,u mnie sałatka jarzynowa,nazywa się "Kaczy żer" :D
No tak, sieczka, jak dla kaczek. A moi to ją łykają, jak kaczki. Każda ilość jest za mała. A ze sprzedażą chyba na razie się wstrzymam, ale zawsze mogę podsunąć pomysł Ani :-)
UsuńCiekawy przepis, jak pokonam kuchennego lenia to na pewno spróbuję :)
OdpowiedzUsuńNo to chwytam za bacik i wyganiam lenia, a sio :-)
UsuńChętnie bym zjadła, ale robić nie będę! Raz się skusiłam na ciasto francuskie własnoręcznie przygotowane... To co mi wyszło idealnie nadawało się na broń zaczepno-zabójczą, względnie jako taran do kruszenia Chińskiego Muru ;-)
OdpowiedzUsuńKochana, taka broń zawsze może się przydać. A, jak wcześniej pisałam, ciasta mam zapas zamrożony, więc przy najbliższej okazji wyjmę ;-)
UsuńNo i co? No i klops... dlaczego Wy tak daleko mieszkacie????? Buuuuu
UsuńMy ??? My wcale daleko nie mieszkamy, to Ty DALEKO mieszkasz ;-) Ale ciasto poczeka, jemu się nie spieszy ;-)
UsuńMnie to z opisu bardzo się podoba, zrobię! Dzięki!
OdpowiedzUsuń