Spotkanie skręcone na prędce, lekka partyzantka, ale się udało i w godzinach popołudniowych zasiadłyśmy we cztery kobity (w porywach do sześciu) u mnie na poddaszu nad kilkoma pojemnikami z tajemniczym płynem, pudełeczkami z proszkiem, niteczkami i innymi takimi.
Głównodowodzącą (aczkolwiek nie najgłośniejszą) była Ataboh, a moimi towarzyszkami twórczej niedoli Ata z Anią, kibicowały nam nasze (moje i Aty) starsze latorośle. I tak to, w niemalże rodzinnej, sielskiej atmosferze rozpoczęła się nasza przygoda z Paverpolem.
Gdy pierwszy raz przeczytałam tą nazwę u Ataboh, to lekko zadziwiłam się, potem zadumałam nad jej pracami, wpadając w zachwyt nad jej zdolnościami i poczucie bezradności nad własnym brakiem talentu rzeźbiarsko-twórczego jednocześnie.
No i tak tkwiłam sobie w tym poczuciu czas jakiś niedługi, aż Ataboh pokazała swoją miskę, stworzoną z serwetki szydełkowej, usztywnionej Paverpolem. Wtedy to spłynęło na mnie olśnienie i szczęście niejakie, że w sumie figury mogę sobie podziwiać u Beatki, ale przecież nikt mi nie zabroni usztywniać innych pierdółek np. z przeznaczeniem biżuteryjnym.
W tej to własnie jednej chwili zapragnęłam straszliwie i niemalże natychmiastowo pociapkać się w tej dziwnej mazi. I tak oto w dniu wczorajszym to pragnienie się spełniło.
Zaczęłyśmy niewinnie - na pierwszy ogień poszły drobiazgi szydełkowe, frywolitkowe i inne tego typu, wcześniej przez nas uszykowane. Ania w tym czasie usztywniała kwiatki, listki, buszowała po koralikach i tworzyła swoje urocze drobiazgi (które zapewne zaprezentuje Ata).
Moja pierwsze próbki zostaną jeszcze wzbogacone w ozdoby, ale chcę je już pokazać - sztywne na kamień kwiatki szydełkowe mają skończyć jako broszka i kolczyki, a kamyczek z doklejonym powywijanym kwiatkiem, wyciętym z bawełnianej taśmy będzie wisiorkiem.
No i w sumie na tym miało się zakończyć, ale mój twórczy duch się rozszalał, pragnął jeszcze, wyrywał się do tych cudeniek porozstawianych na stole i zerkał jednocześnie, z zazdrością niejaką, na przykłady talentów naszego guru paverpolovego, co to se stały z boku, budząc zachwyt straszliwy.
No i mu uległam, temu duchowi, bo nie dał by mi spokoju. Z pewnym niepokojem i nieśmiałością zabrałam się do roboty pod czujnym okiem Ataboh - koleżanka udzielała koniecznych wskazówek, podpowiadała różne rozwiązania i krok po kroku powstawała moja pierwsza figura - Tanecznica. Każdy kolejny etap pracy budził mą nadzieję na szczęśliwy finał, a tenże prezentuje się na zdjęciu poniżej.
Podsumowując - technika super, stwarza tak naprawdę nieograniczone możliwości i co najważniejsze - jest naprawdę dla każdego. Tworzenie figur jest świetną zabawą, przynosi niesamowite efekty, czasem bardzo zaskakujące i dla kogoś, kto pozna etapy tworzenia i tajniki powstawania takiej figury, może być źródłem ogromnej satysfakcji (moja dusza artystyczna dziś pęka z dumy;-). I jeszcze jeden atut Paverpolu - poza jednym czy dwoma preparatami, które wyglądają na bardzo wydajne, możemy korzystać z bardzo tanich materiałów lub wręcz nic nie kosztujących - jakiś starych t-shirtów, swetrów, serwetek z ciuchlandów i innych takich, które z reguły pętają nam się po domu lub możemy jet tanio nabyć. Możemy również trwale zabezpieczyć i użyć do artystycznej pracy odzież, z którą jesteśmy jakoś szczególnie związani - ja na przykład na suknię mojej Tanecznicy zużyłam podkoszulek, w którym rodziłam Szymka - zniszczony z oczywistych powodów, dostał nowe życie i nie zostanie wyrzucony jako niepotrzebny ciuch.
I dodatkowy atut - spotkanie warsztatowe z Ataboh - świetny kurs, proste tłumaczenie, dużo miejsca na inwencję własną - po prostu balsam na skołataną duszę początkującego artysty, bo w końcu artystą może być każdy :-)
Beatko - raz jeszcze wielkie dzięki !
WOW! WOW! I JESZCZE RAZ WOW!!
OdpowiedzUsuńAle cudna wyszła!! A ja ją widziałam ostatnio na etapie robienia krąglejszych bioderek ;-)
No napatrzeć się nie mogę!!
Ups! na początku to raczej powinnam napisać, że spotkanie było wspaniałe, twórcze i relaksujące!
Bardzo się cieszę, że znowu po paru latach mogłam uścisnąć Beatkę - naszą niezrównaną i cierpliwą nauczycielkę.
Sylwia - dziękuję za zaproszenie i za cudowne popołudnie!
Akumulatorki naładowałam, że hohoho!
Pomysły się plączą po głowie dzięki Wam obu. Żeby tylko doba chciała się rozciągnąć ;-)
Aaaale pojechałaś po bandzie - ta tańcująca babeczka jest obłędna! Ja też chcę tak umieć!
OdpowiedzUsuńNo i pisać mię tu zaraz, która jest która - na tem zdjęciu zbiorczem!
Ta gmoworęka okularnica wygląda mi na Atę:)
A reszta?
Sylwko droga - azaliż jesteś na tej fotce???:)
Ata - no a jak mi było miło :-) A z babki jestem dumna straszliwie - w życiu bym nie pomyślała, że mi coś takiego wyjdzie
OdpowiedzUsuńDorotko - tak, to ja, ta pierwsza z lewej ale z tego mniej udanego profilu ;-D gumoworęka to oczywiście Ata, koło niej mała Ania, a pierwsza z prawej to Ataboh. I to do niej proszę się zwracać w kwestii naumienia się robienia obłędnych, tańczących babeczek i innych cudów, ja jeszcze raczkuję ;-)
No to mam Atę jak na dłoni - chude to i chochlikowate, na kilometr widać, a raczej nawet na kilometrów pińcet, bo tyle nas dzieli:D
OdpowiedzUsuńA Ty czarnowłosa jesteś - pięknie Ci będzie w fioletach:D:D:D
W kwestii babeczek tańcujących to ja już sama nie wiem, czy się będę zwracać - można skrętu nie-wiem-czego dostać od tych wszystkich nowych technik, jakie się pojawiają i od chcicy, jak człeka na nie bierze:D
No, po prostu czad! :D
OdpowiedzUsuńDorotko - ta, Ata szczuplutka, jej córki też i cudnie się słucha (szczególnie osobie o słusznych kształtach, jak ja), jak sobie w chwilach szczerości przywalają od tłustych pup i innych takich ;-D
OdpowiedzUsuńKoroneczko - nie dość, że czad, to jeszcze cud, miód i orzeszki i parę innych :-D A w głowie szał pomysłów.
Zapomniałaś o piętnastu podbródkach ;-D
OdpowiedzUsuńTe! Dorota! Ja Ci dam :-PPP
Cudo...:))
OdpowiedzUsuńZdolne dziewczyny:))
zazdroszczę tych prac, ja muszę jeszcze poczekać do czerwca i tez pojadę do Beatki na naukę, już przygotowuję to co mogę użyć na pierwsze moje próby.
OdpowiedzUsuńhuuuu moc kreatywności :o))
OdpowiedzUsuńAle świetna technika! Zaraz sobie o niej poczytam bo aż mnie zaintrygował Twój post. A Twoja praca jest śliczna. W życiu bym nie pomyślała, że to debiut:)
OdpowiedzUsuńAta - ano, ano, jeszcze te podbródki - że też o nich zapomniałam ;-)
OdpowiedzUsuńMireczko - dzięki. Najlepsze, że nawet nieduże zdolności w tej technice mogą zaowocować niesamowitymi efektami i to mi się podoba.
Irenko - oj, to Cię czeka przyjemność niebywała, więc zbieraj materiały, co byś miała na czym pracować.
Middia - i Ty mi mówisz o kreatywności ;-)
Atteo - no, świetna naprawdę. Na polskich stronach jeszcze niewiele jest o paverpolu. Tak naprawdę to najwięcej znajdziesz na blogu Ataboh. Ja też nie spodziewałam się takiego efektu za pierwszym razem. Już nie mogę się doczekać kolejnych prac, żeby tylko Szymon pozwolił Mamie popracować :-)
Musze jeszcze raz przeczytac.....jestem pod takim wrazeniem, ze nawet nie wiem co napisac....
OdpowiedzUsuńAle to jest fajne! To ja tez poproszę o kursik:)
OdpowiedzUsuńTen pover... to istna rewelacja jest jak widzę, chętnie poznałabym tajniki.
OdpowiedzUsuńTanecznica piękna... i tak rzeźbiarką zostałaś w godzinę...no nie może być.
Pozdrawiam serdecznie:)
Śliczna Tanecznica! Ciekawy produkt..
OdpowiedzUsuńKasiu - ja tak miałam po przeczytaniu posta u Beaty - no i czytałam i czytałam i jeszcze raz czytałam i nadal szok mnie nie opuszczał ;-)
OdpowiedzUsuńIvalia - gnaj do Ataboh, póki ma terminy. A tak wogóle to cudnie byłoby zrobić najazd blogowo-paverpolowy na tą jej agroturystykę - pobawić się i przy okazji spotkać z koleżankami :-)
Ivonna - toć mówię, że trzeba się zjechać się u Ataboh i wszystkie zostaniemy rzeźbiarkami, hihihi.
Naila - ciekawy, a jak wciąga - jak jakieś błota ruchome czy co ;-) Najgorsze, że ja jeszcze nie odkryłam wszystkich jego zastosowań, a już mi głowa pęka od pomysłów.
Nie było mnie tu, nie czytałam i nie oglądałam zdjęć, do Ataboh też nie zaglądałam i nie zrobię tego ponownie.............. dziś, bo zaraz z domku wybywam ;)
OdpowiedzUsuńKrzysiu - poczekam do jutra ;-)
OdpowiedzUsuńJeszcze tu wrócisz Krzysiu... ;-P
OdpowiedzUsuńO, kurczę! Może nie każdy może być artystą ale Ty na pewno jesteś!!! Fantastyczna rzeźba :) Chylę czoła...
OdpowiedzUsuńSuper rzeźba. I bardzo mnie zainteresowała ta technika - recycling można przy okazji uprawiac ;-)
OdpowiedzUsuńW mordę ja też wracam.
OdpowiedzUsuńJakby ten najazd agroturystyczny to mię proszę ZAPISAĆ.
Będę rzeźbiarką.
Ja - beztalencie plastyczne:)))
Ata - wróci, oj wróci ;-)
OdpowiedzUsuńBean - sama się nie spodziewałam takiego efektu i jestem troszkę zaskoczona tym co stworzyłam. Tym bardziej cieszę się, że podoba się innym :-D
Makneta - oj żebyś wiedziała, już zrobiłam przegląd swojej szafy, a rodzina pochowała co lepsze sztuki odzieży, co bym im nie przerobiła na (arcy)dzieła sztuki nieożywionej ;-D
Dorotko - już Cie wpisuję na listę. Może jakiś letni wyjazd udałoby się skręcić - choćby przedłużony weekendowy.
Zaraz, zaraz! A ja jestem na tej liście??
OdpowiedzUsuńTak Cię po cichońku wpisałam i miałam zamiar porwać bez pytania ;-)
OdpowiedzUsuńNo! Wiedziałam, ze kochana jesteś! :-*
OdpowiedzUsuńAta - no Ty to jesteś Z URZĘDU wpisana - no jakżeby to bez Ciebie być mogło, chochliku jeden:D:D:D
OdpowiedzUsuńTyle nadajników w jednym miejscu, a mało odbiorników - normalnie zaklachamy się na śmierć!:D
łoj, będzie się działo - Beatka cierpliwy słuchacz, więc może choć ona jedna nas wysłucha co byśmy tak nie klachały do ściany ;-)
OdpowiedzUsuńZaraz tam do ściany! A konisie? A kózki?
OdpowiedzUsuńO Qrcze, ale namięszałam, ale suuuuper.
OdpowiedzUsuńSylwko dziękuję za gościnę, cudną masz rodzinę... pozdrowionko!
Zjazd u mnie? W sumie jasne, tyle, że miejsc śpiochowych tylko 4... chyba, że na materacach reszta!!!
Gadać, możecie do woli, ja podobno umiem słuchać dam radę ;-D
A paverpolić możemy na łonie, miejsca dość.
Ata - konisie i kózki wymiękną przy naszym gadaniu ;-)
OdpowiedzUsuńAtaboh - ja również jeszcze raz dziękuję, a rodzina nadal pod ogromnym wrażeniem. Listę na wyjazd do Ciebie zamkniemy jak zgłosi się czwarta osoba, a jakby inni baaaaardzo chcieli to pozostają im materace. A paverpolenie na łonie - łoł, brzmi dumnie ;-D
Jeśli są 4 miejsca, to mamy komplet - ja, Dorothea, Ata i Miranka. Szymuś będzie spał z mamusią :-)
OdpowiedzUsuńJako i Ania! Howg!
OdpowiedzUsuńNo bo chyba mogę tradycyjnie zabrać mój ogonek?
OdpowiedzUsuńno ba, bez ogonków nie jedziemy :-)
OdpowiedzUsuńNo to pozostaje ustalać terminy ;-)
OdpowiedzUsuńOczywiście jak na łónie to bliżej lata proponuję jednak... A ogonki nie ma sprawy brać można...
nooo - ja jestem za latem - mój ogonek jeszcze trochę podrośnie i może nie będzie już tak darł swej paszczuli wieczorami i da nam popracować :-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne spotkanie. Rzeźba wyszła super. Podziwiam
OdpowiedzUsuńEve-jank - takie spotkania to balsam na moją rozszalałą duszę. Ładują akumulatorki, że hoho ;-) A z rzeźby (powiem nieskromnie) też jestem zadowolona ;-)
OdpowiedzUsuń