bo kołowrotek stoi, Pańcię w oczy kłując. No to Pańcia wyciągnęła zapasy czesanek, z polskich owiec, trochę drapiące i zgrzebłe, ale do nauki dobre. Bo na początku Pańcia troszkę żałuje zakupionych merynosów, co by ich nie zniszczyć i nie zmarnotrawić. Czekają więc na znaczny wzrost umiejętności Pańci, a ta ćwiczy na nieco tańszych materiałach.
No i po kilku wieczorach, kiedy to Pańcia z doskoku, choć na chwilę siadała do kołowrotka, uplotło się 77 m dubelka w gorących pomarańczach i czerwonościach.
Na fryzurę dla Pippi będzie jak znalazł, gdy Pańcia będzie przybliżać tą postać swoim Sówkom ;-)
Bardzo ładnie się uprzędło :)). Ja dzisiaj "pogrubiałam" len na kołowrotku :).
OdpowiedzUsuńNo, no, ciekawa jestem, jak to pogrubianie wygląda :-) Mnie to jeszcze nie dotyczy, bo grubasy same wychodzą, ale ponoć za jakiś czas ;-)
Usuńładnie ci idzie, ja zacznę od maja, nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńNie dziwię się - też bym nie mogła się doczekać. Ale czas szybko zleci, obrobisz się, kołowrotek przyjdzie i będziesz szaleć :-)
UsuńJa też żałuję Tysiowych wensów i bfl-a i przez to uczę się na niefarbowanym South Americanie ;) Ten post to jakby o mnie był. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJa się już odważyłam i Tysiowy BFL właśnie się stabilizuje ;-)
Usuń