na czas jakiś, ale uspokajam zaniepokojone Koleżanki – nic mnie nie pożarło, szlaczek mnie nie trafił i nie przydarzyło mi się nic złego. Ot tak, życie gna, zmienia się i czasami wsysa nas w swój żarłoczny wir. Próbuję sobie przypomnieć co robiłam przez ostatnie trzy tygodnie i jakoś nic szczególnego mi się nie przypomina.
Moja najstarsza latorośl się wyprowadziła z domu, więc ubył mi jeden pomocnik w codziennych podróżach z Córcią do i ze szkoły muzycznej (mamo zawieziesz ? mamo przywieziesz ?). W związku z jego przeprowadzką przybyło mi również innych obowiązków, bo trzeba dziecko podkarmić, jak zjeżdża na weekend do domu, stąd chlebek się piecze w podwójnej ilości, ciasto również, ogóreczki małosolne – hop, do dwóch słoiczków i inne takie smakołyki staram się dziecku na wywóz do stolicy uszykować.
Mały, już ośmiomiesięczny, „Trójkącik bermudzki” z zadziwiającą skutecznością zagarnia moją osobę na swój własny, niepodzielny użytek i w ogóle się nie przejmuje, że na nic nie mam czasu. I tylko jak śpi, to wygląda tak spokojnie i niewinnie ;-)
Do tego zachciało mi się, jak co roku, domowego dżemu, więc zamówiłam sobie 30 kg (!!!) truskawek i pół niedzieli, razem z Małżem, babrałam się w słodkiej pulpie, co zaowocowało 80 słoikami dżemów i obecnie grozi zawaleniem się regału piwnicznego ;-)
A tak jeszcze przy okazji stwierdziłam, że należałoby jakiś generalny przegląd zdrowotny urządzić – zafundowałam sobie wizytę u periodontologa, czeka mnie jeszcze ortopeda i parę innych specjalizacji medycznych.
Robótkowo lekka monotonia – wciągnęło mnie składanie bransoletek i jakiś innych drobiazgów koralikowych. Ale zaraz za chwilę biorę się za wykańczanie nadmorskich frywolitek. Aaaaa, i niedługo z okazji takiej jednej rocznicy spodziewam się otrzymać w prezencie nowe siateczki do techniki pergaminowej – oj, będzie co robić na wakacyjnym wyjeździe wieczorową porą ;-)
Usprawiedliwienie przyjęte - miałaś powody do zniknięcia, 80 słoików dżemu tłumaczy wszystko:)
OdpowiedzUsuńBransoletki śliczne - zastanawiam się, czy nie gwizdnąć którejś... i ile by to kosztowało:)
Dorothea - a tu jeszcze maliny i jabłka przede mną. A bransoletki - chwila strachu i Twoje ;-D
OdpowiedzUsuńCzemu strachu??????
OdpowiedzUsuńno bo jak chcesz gwizdnąć, to się chyba jednak będziesz trochę bała, że Cię przyłapię i .... zatrzymam na kawę ;-)
OdpowiedzUsuń:D:D:D:D
OdpowiedzUsuńDobrze, że znów jesteś :). Nie tylko Tobie ostatnie tygodnie minęły zbyt szybko :).
OdpowiedzUsuńBransoletki są świetne! Szkoda tylko, że ja jakoś nie potrafię przyzwyczaić się do ich noszenia :(. Może kiedyś się nauczę i nie będą mi na ręce przeszkadzały :)).
Fajne to pierwsze zdjęcie. Słodziak rośnie, że ho, ho! Poza tym i tak Cię podziwiam, że dajesz radę jeszcze coś tworzyć przy tylu obowiązkach. Szacun! Czy jak to tam się dzisiaj mówi. ;)
OdpowiedzUsuńFrasiu - mi też tu z Wami miło, tym bardziej cieszę się, że udało mi się odkopać i znaleźć czas na blog i mój i Wasze (tak mi brakowało tej codziennej lektury). Ja bransoletki też noszę bardzo rzadko (w ogóle bizu ubieram nieczęsto), ale moje znajome wręcz przeciwnie, co cieszy mnie bardzo, bo mam dla kogo tworzyć :-)
OdpowiedzUsuńKoroneczko - czasami słodziak, ale czasami jest taki łobuz, że aż strach (dziś doprowadził mnie prawie do rozpaczy swoim marudzeniem i wyciągniętymi rączkami w stronę mamusi przez dzień cały - nic nie mogłam spokojnie zrobić). Ale jakoś czasami się udaje coś udydłać, choć chciałoby się więcej ;-)
Siadnij se trochę, ponudź się..... bransoletki rewelacja!
OdpowiedzUsuńKankanko - kiedyś jedna koleżanka powiedziała mi, że inteligentne dzieci się nie nudzą. No to się przejęłam i tak mi już pozostało ;-)
OdpowiedzUsuńNo to dobrze. Ja też mam adhd :)))))
OdpowiedzUsuńNO właśnie, tylko jak byłyśmy małe, to taka jednostka chorobowa nie istniała i się jej nie leczyło, to nas tak teraz nosi ;-)
OdpowiedzUsuń