Frywolnie spędziłam kilka godzin parę dni temu przygotowując kolejną adeptkę koronki czółenkowej. Uczennica była pełna obaw, czy podoła, czy się nauczy, ale wykazała się cierpliwością, uporem i zdolnościami.
Najpierw, korzystając z dwóch kolorów nitek, nawiniętych na dwa czółenka, zaprezentowałam jej proces tworzenia słupków - szybciutko załapała i wykonała próbnie niby-łuczek.
Następnie skupiłyśmy się na kolejnych etapach tworzenia kółek i łuczków, łączenia poszczególnych elementów i nagle okazało się, że moja Uczennica w ekspresowym tempie wykonała kwiatek, który standardowo na poprzednich kursach dziewczyny kończyły w domu, żeby na kolejnym spotkaniu wykonać do niego ogonek z wykorzystaniem słupków odwrotnych. Kwiatek wyszedł naprawdę ładnie, jedynym problemem było ścisłe dociąganie pierwszego słupka na kolejnych łuczkach, ale to już kwestia wprawy.
Opisuję ten kurs, żeby udowodnić wszystkim niedowiarkom i tym, którzy zwątpili w czółenka, że ta technika wcale nie jest trudna, że warto próbować i nie poddawać się pod wpływem pierwszych niepowodzeń.
Koroneczka pisała ostatnio o niewypałach, czyli różnych, uzbieranych przez nią przez lata, nieudanych kawałkach koronki. Ja też mam spory zbiorek takowych, co świadczy o tym, że ciągle się czegoś uczę, poprawiam swój warsztat i jeszcze długa droga przede mną do osiągnięcia perfekcji w tej dziedzinie. Ale trwam na posterunku i mam nadzieję być coraz lepsza.
Więc drogie Koleżanki, czółenka w dłoń i do roboty :-)
Czółenko = czółno = głęboka woda (wyżej kolan)...
OdpowiedzUsuńMOWY NIE MA!!!
Zostaję przy igle! Nie przekonasz mnie :-P
I nie nauczysz - odporna na człółenka jestem!!
No tak - wiedziałam, że tak zareagujesz ;-)
OdpowiedzUsuńJa też "ciągle się czegoś uczę, poprawiam swój warsztat i jeszcze długa droga przede mną"
OdpowiedzUsuńAmen! :)
Koroneczko - Ty mi się tu nie kryguj - mistrzyni jesteś i już! A, że czasami Ci się coś nie uda, to tylko dowód na Twe pochodzenie od omylnych - Adama i Ewy ;-)
OdpowiedzUsuńJa też się frywolitki jeszcze cały czas uczę :). Na razie poznałam podstawy i poza małe formy nie wyszłam. Ale to pewnie tak jak z drutami - jak potrafisz oczka prawe i lewe to z czasem cuda możesz wydziergać :). A więc wszystko przede mną :)). I chociaż w moim przypadku wygrywają druty, to frywolitka ma nad nimi jedną zdecydowaną przewagę - robótka zajmuje tak niewiele miejsca, że bez problemu mieści się w torebce i można mieć ją zawsze "pod ręką" gdy trafi się wolna chwilka :).
OdpowiedzUsuńFrasiu - dokładnie tak. Umiesz słupki, pikotki, słupki odwrotne i cuda stworzysz. Ja frywolitkę zabieram ze sobą wszędzie - w podróż, do samolotu (jako jedyna technika - bez szydełka, igły, nożyczek można działać), no i w długie kolejki do urzędów - inni się wkurzają, czekając na swoją kolej, a ja spokojnie sobie supłam.
OdpowiedzUsuńNoszę od połowy czerwca czółenko i nitkę przy sobie.... oj jak ja noszę cierpliwie!
OdpowiedzUsuńKsięgę otwieram na początkach i jak mam "myk" zrobić to dalszy krok na drugiej stronie i obracam kartkę i nie wiem co na pierwszej było.... ciężki jest los debila.
Kankanko - to dawaj do mnie, myk okiełznamy i już nie będziesz przerzucać kartek dalej. No i proszę tu żadnych inwektyw pod swoim adresem nie rzucać !
OdpowiedzUsuńJa sobie skseruję i położę obok siebie, jeszcze raz spróbuję, a jak nie to melduję się na nauki!
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie w moje skromne progi :-)
OdpowiedzUsuń