dzisiejszego dnia miało wyglądać tak:
znów &*%*&* wiatr, znów @#$%*&* fale, znów było plusk, plask i chlup i &*^%&* mnie trafi jak nic.
Ale nie, po godzinie walki z &*%*&* wiatrem i z @#$%*&* falami, chwilkę po tym, jak dostałam masztem w głowę, coś zaskoczyło, zassało i nie puściło.
Okiełznałam deskę, pływam już troszkę, nauczyłam się ostrzyć i odpadać (nie od deski, choć i to mi nieźle wychodzi ;-), potrafię zrobić obrót - deska zaczyna się mnie słuchać, mimo znów nie najłatwiejszych warunków na Zatoce (fatum jakieś czy co ?)
Jutro ostatni dzień i zajęcia o 8 rano - oj będzie żal stąd wyjeżdżać i będę namawiać Małża na powrót do Jastarni jeszcze raz w tym roku.
Trzymajcie za mnie kciuki, co bym jutro jeszcze poćwiczyła z sukcesami zwroty - wtedy podstawy będę miała opanowane.
Dziś padam ze zmęczenia, łapki bolą, nogi pieką, gębula spieczona i wyglądam jak panda-negatyw,bo bez okularów to bym deski nie zobaczyła, ale i tak jestem szczęśliwa i baaaaardzo zadowolona !
Robótkowo - skończyłam frywolną serwetkę dla Koleżanki i aniołki, które mają być, w połączeniu z pergaminową koronką pamiątką Chrztu. Zdjęcia, po wykończeniu prac, wrzucę po powrocie do domu.
Źle mi robi zaglądanie tutaj!
OdpowiedzUsuńZamiast cieszyć się z Tobą obrzydliwie Ci zazdroszczę nic-nie-musienia.
No prawie nic.
Jaaaa teeeeeeeż chcęęęęęę!
...zdjęcie negatywu pandy pokażesz...?:D:D:D
Dorothea - w lutym miałam obronę na studiach podyplomowych (a w tym czasie moja rodzinka śmigała na nartach i nawet im głupio nie było z tego powodu), więc wiem, co przeżywasz i aż mi głupio, że mi tak dobrze. Pandę jeszcze jutro podhoduję, wtedy się pochwalę efektami ;-D
OdpowiedzUsuńQrcze podziwiam... ale nie zazdraszczam bo ja wody nie lubię i już, te sporty nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńChociaż w tym roku chcą mnie zabrać na jakieś żagle brrr, chyba będę siedzieć przywiązana do masztu...
A na pandę też czekam z utęsknieniem
Panda-negatyw rozłożyła mnie na łopatki ;)))). Przyłączam się do próśb o zdjęcie :).
OdpowiedzUsuńUdanego ostatniego dnia na desce - oby pogoda dopisała :).
O! Ja czuję to samo co Beata - podziwiam, nie zazdroszczę! Wodę toleruję najwyżej do linii bioder - głębiej to już tylko rekiny! Do kolan najbezpieczniej ;-)
OdpowiedzUsuńAtaboh - to szkoda, bo woda jest pięknym żywiołem- trzeba mieć do niej szacunek i wtedy prezentuje wszystkie swoje uroki, a żagle też są super, więc zostaw maszt w spokoju i ciesz się wolnym czasem :-)
OdpowiedzUsuńFrasia - panda zastanawia się czy się ujawnić :-) A ostatni dzień był boooooossssski. Wiaterek taki tylko leciutki, więc cudnie się pływało, aż żal było wracać do domu.
Ata - woda na linii bioder pozwala na pływanie na desce, więc może jednak kiedyś się skusisz ?
NIGDY W ŻYCIU!!
OdpowiedzUsuńJa też nigdy w życiu...popieram Ate w całek rozciągłości... dobrze, że chociaż ktoś mnie rozumie
OdpowiedzUsuńOj, tego zazdroszczę!!!!
OdpowiedzUsuńjak tylko mogę porywam kajaki lub łodzie, wolę kajak bo lekki, na desce też bym chciała!
O tak - kajaki super sprawa. My przez parę lat co roku po Bożym Ciele organizowaliśmy sobie spływ Krutynią lub Czarną Hańczą - bosko !
OdpowiedzUsuńA na deskę wybieramy się znów we wrześniu - może chcesz dołączyć ?
Niestety, nie dam rady, ale bardzo będę Wam sekundować!!! :)))))))
OdpowiedzUsuńI trzymaj kciuki, co by nie wiało za mocno, bo mnie zwieje z deski i tyle będzie z tego pływania ;-)
OdpowiedzUsuń