Kolejny dzień zapowiada się równie ciekawie, jak dwa pierwsze - ma być zwiedzanie zabytków, trochę wspinaczki i podglądanie zwierząt w czasie safari jeepem.
Nasz hotel znajduje się w zielonej okolicy, nad samym jeziorem, z którego brzegu widać dagoby, które dziś odwiedzimy.
Roślinność dookoła aż kipi energią i chęcią życia.
Nasz hotel znajduje się w zielonej okolicy, nad samym jeziorem, z którego brzegu widać dagoby, które dziś odwiedzimy.
Roślinność dookoła aż kipi energią i chęcią życia.
Szymi wzbogaca nasz dzień dodatkową atrakcją - przewraca się na piaszczystej ziemi, koloru cegły, z samego rana, rozwalając sobie poważnie łokieć i bok. Trochę się denerwujemy, bo jednak zupełnie inna flora bakteryjna może różnie na Szymona podziałać. Czyścimy rany, mając nadzieję, że nic złego nie będzie się działo. Szymi, spłakany i przestraszony, zasypia, dlatego pierwszy punkt programu zwiedzamy bez Niego i bez Filipa, który zostaje z bratem w aucie.
My w tym czasie mamy okazję popodziwiać Mihintale - miejsce w którym Mahinda, wysłannik władcy indyjskiego spotyka się z Devanampiją, ówczesnym władcą Sri Lanki i zaczyna nawracanie mieszkańców Sri Lanki na buddyzm.
Wchodzimy po długich schodach na wzgórze, po obu stronach niesamowite drzewa - mangowce.
Oglądamy refektarz, Dagobę Mangowca, fragmenty kapituły oraz posąg Buddy
W pewnym momencie przed nami pojawia się góra Aradhana Gala, z której ponoć Mahinda udzielał pierwszych nauk.
Wejście strome, z wykutymi w skale schodami zapowiada niebywałe emocje. I tak się dzieje. Trud wspinaczki i lekko drżące kolana nie przeszkadzają nam, a widok rozpościerający się przed nami wart był starań i trudu.
W tym miejscu spotykamy kilka gatunków zwierząt, nieco dla nas egzotycznych.
Wejście strome, z wykutymi w skale schodami zapowiada niebywałe emocje. I tak się dzieje. Trud wspinaczki i lekko drżące kolana nie przeszkadzają nam, a widok rozpościerający się przed nami wart był starań i trudu.
Przy okazji w myślach chylę czoła tym, którzy w pocie czoła budowali to miejsce - wykucie tych kilkuset stopni w stromej skale, z użyciem prostych narzędzi musiało być nie lada wyczynem. Obecnie wspinaczkę ułatwia całkiem współczesny system barierek i mostków.
Moją uwagę zwracają pielgrzymi, wchodzący na górę. Wielu z nich, oprócz kwiatów, wnosi rude cegłówki - często są to kobiety i dzieci. Przekonana, że czynią to w celu oczyszczenia, pokuty dopytuję naszego przewodnika, o celowość tej czynności. I tutaj zaskoczenie - otóż na górze, pod samą Aradhana Galą trwają prace budowlane, a materiały do nich potrzebne są wnoszone ręcznie. I właśnie przybywające tu w celach religijnych osoby, w ramach pomocy budującym, wnoszą te cegłówki. Ot, tak po prostu, co by im było lżej. To zjawisko mówi bardzo dużo o mieszkańcach tej wyspy - są przyjaźni, pomocni, życzliwi, o czym niejednokrotnie będziemy się jeszcze mogli przekonać.
A my ruszamy w dalszą drogę, kierując się na południowy wschód, gdzie naszym celem ma być Polonnaruwa. Dookoła piękne widoki, pola ryżowe, góry, soczysta zieleń - och, jak ja tęskniłąm za takimi kolorami.Zwiedzanie starej części tego, liczącego 200 lat, miasta zaczynamy od Muzeum Archeologicznego, które założone przez Holendrów i otwarte pod koniec XX w. dokumentuje historię miasta. Ruszamy dalej ruszamy i zwiedzamy Cytadelę z ruinami pałacu króla Parakramabahu, kompleks świątynny Quadrangle, czyli Święty Kwadrat.
Dalej podziwiamy kamienną księgę Gal Pota, która waży 80 ton, a na jej trzech częściach opisano dokonania władcy Nissankamalla oraz spisano jego testament.
Oglądamy również stupy Rankot Vihara i Kiri Vihara i Świątynię Lanka Thilanka.
Na koniec zostawiamy sobie Gal Vihara - wyrzeźbione w skale cztery posągi Buddy. Kiedyś stojące pod gołym niebem, teraz zostały zaopatrzone w ochronny dach.
Ostatni po prawej stronie posąg, najdłuższy, bo aż 14-metrowy, to wyobrażenie Buddy umierającego, o czym ma świadczyć ustawienie stóp, zapadnięty żołądek i parę innych elementów, których nie spamiętałam.
"Wisienką na torcie" tego dnia staje się jeep safari w Parku Narodowym Minneriya, w czasie którego mamy okazję popodziwiać słonie, żyjące tutaj wolno, w ich naturalnym środowisku. Najpierw podglądamy je z daleka, ale z upływem czasu spotykamy kolejne okazy, które podchodzą do nas coraz bliżej.
Nie tylko słonie towarzyszą nam w tej podróży
Ze skalistej góry możemy popodziwiać okoliczne lasy, w których żyją liczne gatunki zwierząt.
Raz jeszcze spotykamy kolejne słonie - nie boją się wcale i podchodzą dosyć blisko naszych aut.
Tego wieczoru mamy okazję przekonać się, jak wyglądają guest house na Sri Lance. Ogólnie podsumowując - zdecydowanie odmiennie od ekskluzywnych hoteli ;-) Ale i tutaj obsługa wita nas pysznym koktajlem, a kolacja jest wyśmienita. Tak więc na resztę rzeczy nie będę narzekać ;-)
Z zapartym tchem czytam i oglądam zdjęcia Z Twojej wyprawy !!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam całą Twoją Rodzinkę !!!
Bawcie się dobrze !!!
Cieszę się Jagóko, że moje wspomnienia daję radość innym :-)
UsuńNo dooobra, dooobra! Fajnie! Ale ja tam sobie czekam na słoniowy sierociniec ;-)
OdpowiedzUsuńA książki będą mimo, że z Dubaju? :-D
Sierociniec będzie już niedługo, a o książkach wspomnę na pewno, ale to przy okazji Dubaju ;-)
UsuńWspaniałe przeżycia.
OdpowiedzUsuńA jak Dziecina? Zdrowa? Pewnie żałował tych słoni?
:))
Dziecina bardzo szybko doszła do siebie i słonie oglądała w pełni sił i energii :-) Ten nasz wyjazd to była ciągła podróż z miejsca na miejsce, więc Szymi regenerował swoje siły w czasie podróży samochodem.
UsuńKochająca mamunia. Zostawia dziecko pod opieką brata a sama leci zwiedzać. Wstyd!
OdpowiedzUsuńŻadna z komentujących nie wyciągnela z tego wniosków? Ola B.
Olu B. - cudnie, żeś taka czujna. Ale żem się zawstydziła ;-)
Usuń