Stąd pomysł na malowanie łapkami = ubabranie po łokcie, radocha nieziemska no i troszku plam tu i tam.
Obyło się bez większych start i ofiar, a efekt końcowy wart był starań. I tak oto powstały nasze wiosenne drzewa :-)
Tak na marginesie, Szymek też jest częściej dzieckiem szczęśliwym, niż czystym ;-D
I mały rzut oka do mego gródka - kwitną orliki, te niedawno posadzone.
Wyobrażam sobie, jak szczęśliwe były te dzieciaki malując łapkami !!! Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńChyba nie dowierzały, że mogą tak bezkarnie się uciapciać. Ale zadowolenie biło z ich buziek :-)
UsuńWidać, że nie są czyste ale widać,że szczęśliwe...
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że zdjęcia nie obejmują najbardziej twórczego etapu tj. odbijania korony drzew całymi rączkami, bo sama byłam w tym czasie upaćkana farbami, więc nie po drodze mi było do aparatu ;-)
UsuńŚwięta prawda! Największa frajda z zabawy jest wtedy, gdy nie trzeba uważać, żeby się nie pobrudzić i nie zniszczyć ubrania :)).
OdpowiedzUsuńA Szymuś wygląda na szczęśliwego i niech tak zawsze będzie ;)).
Zdecydowanie tak - jak nas strach o pierdoły nie ogranicza, to wena twórcza szaleje ;-)
OdpowiedzUsuńTia... Jak się wkurzam, że dzieciaki mi się ubabrały jedzeniem, albo na placu zabaw, to Paweł zaraz mówi: "Pamiętaj, co mówiła Sylwia - dzieci szczęśliwe..." Tak mnie teraz urządziłaś! ;)
OdpowiedzUsuńA Twoje Świetliczaki są po prostu szczęściarzami, że trafiły na Panią z taką pasją i zaangażowaniem :)
Zapomniałam dodać - fajny ten wiosenny wystrój bloga!
UsuńNo to sobie Alu gościa zaprosiłaś ;-D
UsuńAle taka jest prawda - dzieci muszą wiedzieć, że należy dbać o czystość, o higienę przede wszystkim, oraz, że po zabawie myjemy dokładnie ręce. Jednak uważam, że zbyt duże skrępowanie czystością w codziennej zabawie mocno je ogranicza, bo są małe, jeszcze niezdarne, czasami samo coś się rozleje, zabrudzi, a mama robi z tego jeszcze dodatkowy problem.
Jeśli je zbyt mocno strofujemy, to zaczynają bać się otaczającego świata i tego co je może spotkać ze strony brudnego piachu czy brudzących farb. Chowają swą naturalną ciekawość głęboko, a to może się odbić w czasie dojrzewania, albo staną się zbyt poukładanymi, smutnymi dorosłymi.
Dlatego uważam, że nie należy dzieciom krępować takiej naturalnej ciekawości, nawet za cenę pobrudzonych rąk czy ubranka, no chyba, że idziemy do Babci na imieniny - wtedy sondowanie głębokości kałuż zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem ;-D
A blog się jeszcze dopracowuje, tylko troszkę brak mi czasu.
Szymcio przyćmiewa swoim uśmiechem wszystko! :D
OdpowiedzUsuńTia, teraz czaruje wszystkie wczasowiczki w Jastarni i okolicy ;-)
UsuńOj tak, to prawda. Pamietam jak dziś, że te "umorusane" zabawy były najfajniejsze:)
OdpowiedzUsuńBa, bo im brudniej, tym fajniej ;-D
UsuńJa tak podejrzewam po cichu, że to Ty miałaś ochotę ubabrać się farbami, upaćkać i potworzyć.... a że miałaś na kogo, to zwaliłaś :)
OdpowiedzUsuńNo, ale one skorzystały też z tej radości.
Szymusia w pysia proszę ucałować od ciotki!
No to mnie rozgryzłaś ;-D Szymcia ucałuję w niedzielę, bo bawi nad morzem.
Usuń