niedziela, 14 lutego 2016

Kuchennie...

bo ostatnio próbowałam swoich sił w kuchnie z nachyleniem nieco wege ;-)
Najpierw zakochałam się w bułkach orkiszowych. Przepis zaczerpnięty stąd, ale mi wychodziło bardzo gęste ciasto, więc co nieco zmodyfikowałam przepis i wychodzą genialne - gęste, ale zarazem pulchne. 
Podaję proporcje, które ja stosuję:
500g mąki orkiszowej typu 700
200ml ciepłej wody
55g świeżych drożdży
55g oliwy z oliwek
2 łyżeczki soli himalajskiej
1 łyżeczka trzcinowego nierafinowanego
sezam do posypania
Wykonanie takie, jak w przepisie źródłowym.
Moja młodzież się śmieje, że kształtem przypominają nieco Quazimodo, ale pałaszują,więc chyba ich wygląd nie wypływa znacząco na smak ;-)


A potem upichciłam do nich smalec z białej fasoli - przepis z Jadłonomii.
Robiłam też gulasz z fasoli czerwonej i białej, ale jakoś się nie załapał do zdjęć, a szkoda, bo był wyjątkowo fotogeniczny ;-) i smaczny przy okazji.

piątek, 12 lutego 2016

Komplet...

kolejny powstał. Czapka z Baktusem z własnej wełenki (farbowanie i przędzenie, dubel). BFL, 30 dag - czapka wzorowana na Calzetta Justyny Lorkowskiej. 
Miło się go robiło, a co najważniejsze, podoba się nowej Właścicielce. Mi też, przyznam szczerze. :-) Szczególnie, że na Niej wygląda bardzo twarzowo.
 
A ja dalej męczę otulacz, mimo, że zimy ani widu, ani słychu ;-)

środa, 10 lutego 2016

Robótkuję i czytam 4

Kolejna odsłona zabawy blogowej u Maknety.
Na drutach otulacz do czapki,którą robiłam w zeszłym tygodniu - ma być prosto, ściegiem ściągaczowym, bo melanż kolorystyczny robi za całą ozdobę. Do czapki planuję zrobić pompon :-)
Lekturowo sięgnęłam po kolejną książkę z cyklu poradnik z oczywistymi oczywistościami życiowymi. A to z tego powodu, że po lekturze "Szczęścia na dzień dobry" dotarło do mnie, że te oczywiste oczywistości wszyscy znamy, i są takie bla, bla, bla, no oczywiste po prostu. Tak bardzo oczywiste, że nie traktujemy ich poważnie, że przyznajemy autorom rację, a potem przechodzimy nad nimi do porządku dziennego, nie zmieniając nic w swoim postępowaniu. 
I nadal tkwimy w miejscu, które nam nie odpowiada, otaczają nas ludzie, którzy są toksyczni, nie podobamy się sami sobie, nie lubimy swojego mieszkania, czujemy się byle jacy, beznadziejnie, depresyjnie. 
Ot, takie myśli mnie naszły i doszłam do wniosku, że jednak chcę coś z tych oczywistości wprowadzić w swoje życie. Bo może jednak coś zmienią, poprawią. Robię to małymi kroczkami, a efekty mnie zaskakują - czuję się zdecydowanie lepiej - sama ze sobą. Myślę, że najbliższe otoczenie zaczyna to również zauważać. A ja planuję dalsze zmiany - teraz na niwie mieszkaniowej.
Bardzo mi ten duet odpowiada. Szczególnie, że dopadły nas wirusy i alergia i leżakujemy w domu :-)

 A za oknem świat świergoli. Czyżby wiosna się zbliżała ? 

środa, 3 lutego 2016

Robótkuję i czytam 3

Dalsza zabawa z Maknetą i dziewczynami blogowymi. U mnie nowości na tapecie. Nowa wełenka, uprzędziona własnoręcznie - 450 m zdublowanego BFL (300 g) odcieniach fioletu, śliwki i szarej niebieskości. Zaczęła się robić czapka dla Siostry.
A do towarzystwa nowa książka - M. Axelsson "Ja nie jestem Miriam". To pierwsza książka tej autorki, po którą sięgnęłam. Tematyka nielekka, ale wciągnęła mnie i ciężko mi się od niej oderwać. 
85-letnia Miriam, mieszkanka małego miasteczka w Szwecji, wraca wspomnieniami do młodości - czasów wojny, głodu, obozów w Auschwitz i Ravensbruck i Jej samej - młodej Romki, która przez przypadek zostaje uznana za Żydówkę i przez następne lata udaje ją. Dopiero w dniu swoich 85 urodzin wygłasza tytułową kwestię "Ja nie jestem Miriam".




Bolesne wspomnienia, rozliczenie z przeszłością - to główne wątki tej lektury. Kwestia Romów i traktowania ich przez Niemców, ale także przez inne narody, jest tutaj jednym z wiodących tematów.