niedziela, 25 września 2016

Kokon...

zaczęty w wakacje, szczęśliwie doczekał dokończenia. Robiłam go wg wskazówek Bietas  Opis prosty i czytelny,więc moje próby zakończyły się sukcesem. Sweter miał być dla Mła, ale z powodu zbyt małej ilość włóczki, trafi do kogoś innego :-)
Zrobiony z wełny własnoręcznie pofarbowanej i uprzędzionej, a następnie zdublowanej z Holstem. Fioletowa plisa, to kupna wełna.






Dziękuję Modelce :-*
Wykonanie swetra było bardzo proste, więc pewnie jeszcze kiedyś się skuszę :-)

piątek, 8 lipca 2016

Wełny...

opanowały moją działalność robótkową.
Dopiero co skończyłam prościutką chustę z BFL, własnoręcznie ufarbowanej i uprzędzionej, Szymi zastąpił z powodzeniem nieobecną w domu, moją stałą modelkę



a już do mikrofali wskoczyły kolejne kolorowe "flaczki", a po wyschnięciu przybrały takie barwy. Uprzedzam, że te niebieskości w rzeczywistości są różnych odcieniach fioletu - nie lubię fotografować tego koloru, bo rzadko przypomina oryginał ;-)

I już nawet mam pomysł na wykorzystanie tej wełny - będę miała nowe poncho :-)

czwartek, 7 lipca 2016

Cztery...

miesiące zbierałam się do galopu. Dużo się działo, a ja przeszłam długą drogę od siebie tamtej do siebie dzisiejszej. Ale dobrze mi to zrobiło i cieszę się, że nów jestem. Liczę, że na stałe :-)
Na szczęście niemoc twórcza minęła, do tego zostałam wzbogacona o czytnik, więc chętnie przyłączam się do Wspólnego czytania i robótkowania z Maknetą
Na kołowrotku dubluje się mój farbowany BFL z Holst Garn w pięknym fiolecie. Duet powstaje mocno melanżowy i mam zakusy na kolejną chustę dla się.


A na czytniku II część "Niepokornych" Agnieszki Wojdowicz - "Klara". Powieść o kobietach, pochodzących z różnych domów, różnych kultur, żyjących w czasach rozbiorów w galicyjskim Krakowie. Piękna, mądra opowieść o kobiecym świecie emocji, miłości. O świecie pełnym kobiecej słabości i kobiecej mocy - idealna lektura dla mnie w tej chwili :-)

niedziela, 14 lutego 2016

Kuchennie...

bo ostatnio próbowałam swoich sił w kuchnie z nachyleniem nieco wege ;-)
Najpierw zakochałam się w bułkach orkiszowych. Przepis zaczerpnięty stąd, ale mi wychodziło bardzo gęste ciasto, więc co nieco zmodyfikowałam przepis i wychodzą genialne - gęste, ale zarazem pulchne. 
Podaję proporcje, które ja stosuję:
500g mąki orkiszowej typu 700
200ml ciepłej wody
55g świeżych drożdży
55g oliwy z oliwek
2 łyżeczki soli himalajskiej
1 łyżeczka trzcinowego nierafinowanego
sezam do posypania
Wykonanie takie, jak w przepisie źródłowym.
Moja młodzież się śmieje, że kształtem przypominają nieco Quazimodo, ale pałaszują,więc chyba ich wygląd nie wypływa znacząco na smak ;-)


A potem upichciłam do nich smalec z białej fasoli - przepis z Jadłonomii.
Robiłam też gulasz z fasoli czerwonej i białej, ale jakoś się nie załapał do zdjęć, a szkoda, bo był wyjątkowo fotogeniczny ;-) i smaczny przy okazji.

piątek, 12 lutego 2016

Komplet...

kolejny powstał. Czapka z Baktusem z własnej wełenki (farbowanie i przędzenie, dubel). BFL, 30 dag - czapka wzorowana na Calzetta Justyny Lorkowskiej. 
Miło się go robiło, a co najważniejsze, podoba się nowej Właścicielce. Mi też, przyznam szczerze. :-) Szczególnie, że na Niej wygląda bardzo twarzowo.
 
A ja dalej męczę otulacz, mimo, że zimy ani widu, ani słychu ;-)

środa, 10 lutego 2016

Robótkuję i czytam 4

Kolejna odsłona zabawy blogowej u Maknety.
Na drutach otulacz do czapki,którą robiłam w zeszłym tygodniu - ma być prosto, ściegiem ściągaczowym, bo melanż kolorystyczny robi za całą ozdobę. Do czapki planuję zrobić pompon :-)
Lekturowo sięgnęłam po kolejną książkę z cyklu poradnik z oczywistymi oczywistościami życiowymi. A to z tego powodu, że po lekturze "Szczęścia na dzień dobry" dotarło do mnie, że te oczywiste oczywistości wszyscy znamy, i są takie bla, bla, bla, no oczywiste po prostu. Tak bardzo oczywiste, że nie traktujemy ich poważnie, że przyznajemy autorom rację, a potem przechodzimy nad nimi do porządku dziennego, nie zmieniając nic w swoim postępowaniu. 
I nadal tkwimy w miejscu, które nam nie odpowiada, otaczają nas ludzie, którzy są toksyczni, nie podobamy się sami sobie, nie lubimy swojego mieszkania, czujemy się byle jacy, beznadziejnie, depresyjnie. 
Ot, takie myśli mnie naszły i doszłam do wniosku, że jednak chcę coś z tych oczywistości wprowadzić w swoje życie. Bo może jednak coś zmienią, poprawią. Robię to małymi kroczkami, a efekty mnie zaskakują - czuję się zdecydowanie lepiej - sama ze sobą. Myślę, że najbliższe otoczenie zaczyna to również zauważać. A ja planuję dalsze zmiany - teraz na niwie mieszkaniowej.
Bardzo mi ten duet odpowiada. Szczególnie, że dopadły nas wirusy i alergia i leżakujemy w domu :-)

 A za oknem świat świergoli. Czyżby wiosna się zbliżała ? 

środa, 3 lutego 2016

Robótkuję i czytam 3

Dalsza zabawa z Maknetą i dziewczynami blogowymi. U mnie nowości na tapecie. Nowa wełenka, uprzędziona własnoręcznie - 450 m zdublowanego BFL (300 g) odcieniach fioletu, śliwki i szarej niebieskości. Zaczęła się robić czapka dla Siostry.
A do towarzystwa nowa książka - M. Axelsson "Ja nie jestem Miriam". To pierwsza książka tej autorki, po którą sięgnęłam. Tematyka nielekka, ale wciągnęła mnie i ciężko mi się od niej oderwać. 
85-letnia Miriam, mieszkanka małego miasteczka w Szwecji, wraca wspomnieniami do młodości - czasów wojny, głodu, obozów w Auschwitz i Ravensbruck i Jej samej - młodej Romki, która przez przypadek zostaje uznana za Żydówkę i przez następne lata udaje ją. Dopiero w dniu swoich 85 urodzin wygłasza tytułową kwestię "Ja nie jestem Miriam".




Bolesne wspomnienia, rozliczenie z przeszłością - to główne wątki tej lektury. Kwestia Romów i traktowania ich przez Niemców, ale także przez inne narody, jest tutaj jednym z wiodących tematów.

niedziela, 24 stycznia 2016

Wspólne robótkowanie i czytanie 2...

w ramach akcji Maknety, tym razem z małym poślizgiem, ale chciałam pokazać skończoną już czapkę, a w środę była ona jeszcze w stanie drutowym ;-)
Na Mła prezentuje się godnie, mimo, że to jedna z pierwszych moich przędzionych włóczek, daleka od ideału równości. Ale i tak mi się podoba :-)

A lektura, to druga już pozycja tego autora u mnie "na tapecie".  Miguel Ruiz wprowadza czytelnika w świat mądrości życiowych Tolteków, społeczności żyjącej w Ameryce Środkowej. 
Ludzie ci uważali, że obrastamy w różne przekonania o sobie - przekonania i opinie, które otrzymujemy od innych - często nieprawdziwe, zniekształcające nasze spojrzenie na siebie samych. Tworzymy w ten sposób w sobie Drzewo wiedzy o nas, które nas obrasta i zniewala. W "Głosie wiedzy" autor pokazuje, jak bardzo determinują nas te doświadczenia i jaką drogą należy iść, aby odnaleźć siebie samego, w najczystszej formie. 
Polecam tym, którzy chcą się uwolnić od ciężaru oczekiwań innych, ciągłej konieczności spełniania cudzych wyobrażeń na swój temat. Lektura oczyszcza i pozwala spojrzeć na swoje jestestwo własnymi oczami :-)

A na koniec moje ostatnie odkrycie muzyczne - piękny głos, mądre teksty (własne i polskich poetów), czarowna muzyka - Pani Joanna Mioduchowska w towarzystwie Mirosława Kozaka i Wojciecha Zalewskiego. Wczoraj byłam naocznym i nausznym świadkiem ich muzycznego czarowania :-)

niedziela, 17 stycznia 2016

Robótkuję i czytam...

razem z innymi robótkomaniaczkami. O Akcji więcej u Maknety.

A ja w czasie kolejnego podejścia do czapki dla Mła - tej, co to na balon była, sięgnęłam po lekturę, która się nieco odleżała. Ot, tak od wakacji.
Autorka książki, Amerykanka, z korzeniami francuskimi po Babce przedstawia świat francuskiej "joie de vivre" - radości życia. 
Świat, w którym szczęścia się szuka, a nie goni się za nim. Bo szczęście nie ucieka, ono jest zadomowione wokół nas, tylko czasami ukrywa się pod kocem na kanapie, czasami wyleguje na kaloryferze w sypialni, a innym razem skrywa pod obrusem. Wystarczy się rozejrzeć, schylić i szczęście przestanie się z nami bawić w chowanego.
J.C. Callan przedstawia różne strony szczęścia, różne jego odcienie i sposoby odnajdywania w prostych, codziennych czynnościach, celebrowaniu drobnych spraw, obowiązków, do tego bez utraty elegancji, kobiecości. 
To jedna z tych książek, które mogę kończyć czytać i już, zaraz, zaczynać od nowa lekturę. Niby lekka, bez zbytniego moralizowania, ale niosąca mądrość życiową w sposób jasny i przyjemny. Dla mnie szczególna po wakacjach spędzonych 40 km od Paryża :-)

Nawet Fila się zainteresowała ;-)