wtorek, 12 maja 2015

Gotowe...

precelki chciałabym zaprezentować, bo już pozdejmowane z motowidła. Pierwszy nawet już w robocie :-)
Merynos, któremu kolory nadała Magda - Cary Ca, prządł się przyzwoicie, choć niezmiernie artystycznie. Z 170 g czesanki powstało 336 m gotowej wełny.


Myślę, że w połączeniu z delikatnym moherem będzie się ciekawie prezentował, szczególnie po zblokowaniu :-)
Później przyszła pora na moje własne farbowanki, które powstały z niemałym wkładem pracy, pomocy i pomysłów Otylii z WoolArt Studio. Zasadniczo to głównie Jej zasługa, że tak pięknie wyszły :-) Samodzielnie tylko przędłam, i to z corz lepszym efektem. Wełna wyszła już całkiem równa - jeszcze tylko połączenia pasm wyraźnie mi się robią grubsze. 60 g merynosa zmieniło się w 144 m wełny.


Kolejne 93 m czegoś z bardzo długim włosem i z lekkim połyskiem, co kiedyś kupiłam od Otylii właśnie rozpięłam na motowidle. 
Oj pora chwytać za druty :-) No i brać się za kolejne ufoki, które leżą od czasów prób zabawy wrzecionem. Ta jednak nie wciągnęła mnie tak bardzo, jak kołowrotek :-)

sobota, 2 maja 2015

Aby...

prząść trzeba mieć czesankę. Aby mieć czesankę, wystarczy ją kupić lub sobie wyczesać. Ale mi oczywiście zakup nie wystarczył. Zamarzyło mi się farbowanie. I z tego własnie powodu wylądowałam u Kasi z WoolArt Studio i cały dzień minął nam na mieszaniu, dobieraniu i szaleństwu z ferią barw.
Nasz zapas farb był spory i postanowiłyśmy wypróbować wszystkich rodzajów.
Na pierwszy ogień poszły Kakadu, które dały kolory delikatne, pastelowe. 


Następnie wypróbowałyśmy cudne farby Ashforda - jeden pęczek merynosa (200 g) został potraktowany żółcią, niebieskim i zielenią. Efekt końcowy to niebieskości, zielenie i turkusy - zdjęcie nijak nie oddaje rzeczywistych kolorów.


Kolejny misz-masz to mieszanina barwników Ashforda i Jacquarda - szaleńcze zestawienie kolorów. Bardzo jestem ciekawa, jak wyjdzie po uprzędzeniu.


Ostatnia kiełbaska została potraktowana resztkami różu, niebieskości i fioletów z wszystkich 3 firm. Różnica byłą taka, że zamiast malować wełnę kawałkami, polałyśmy ją po prostu z kubka, wkładając wełnę wcześniej do gara. Efekt końcowy bardzo mi się podoba.

Następnym razem zamierzam pofarbować ukręconą już włóczkę, która właśnie schnie w pralni. A teraz chyba pora usiąść do kołowrotka :-)