sobota, 14 lutego 2015

Sri Lanka - dzień drugi

Drugi dzień wyprawy zaczynamy bardzo wcześnie - pobudka 6.00 (1.30 w nocy polskiego czasu), 7.00 śniadanie (mniam, znów sri lanckie pyszności), o 8.00 ruszamy w dalszą drogę. Dziś długi odcinek (210 km) - ruszamy do Annuradhapury, pierwszej historycznej stolicy Sri Lanki, która pełniła swoją rolę przez blisko 1500 lat.
Pierwszy przystanek i atrakcja dla oka, żołądka, niekoniecznie dla nosa - wioska rybacka Negombo. Ruch coraz większy...
a my możemy podziwiać życie wioski rybackiej - woda, mnóstwo łódek, 




W czasie spaceru po wiosce spotykamy licznych turystów - my robimy im zdjęcia, potem oni nam ;-)
 Aż w końcu docieramy do targu rybnego 


Przechodzimy na bezdechu, aż w końcu docieramy do miejsca, którego istnienia sobie nie wyobrażaliśmy. Wielkie połacie plaży wyłożone słomianymi matami, a nich niezmierzone rzesze ryb przeróżnych - w całości, wypatroszonych. Widok niesamowity, zapach takoż ;-) 

Za targiem rybnym nasze żołądki wracają na swoje miejsce, a nas opada błogie poczucie, że znaleźliśmy się w raju dla owocożerów. Ananasy, 
banany - małe i większe, żółciutkie, 
czerwone, zielone.
Warzywa, których nazwy nie znam - sprzedawcy siekają je w zawrotnym tempie i sprzedają na wagę.
 Można też od razu zakupić przeróżne przyprawy.
My kosztujemy po raz pierwszy kokosy...ale o nich za chwilę. 
Ruszamy na północny wschód, mijając po drodze różne miejscowości i ciekawe przykłady tutejszej architektury religijnej, świadczące o różnorodności i swobodzie wyznania w tym kraju. Świątynia hinduska ...
  islamska ...
 Różnorodność widać również na ulicach...

 Po obu stronach drogi widać lasy palmowe...
i pola ryżu.
Zatrzymujemy się na odpoczynek przy przydrożnej "małej gastronomii". Sprzedawczyni sprzedaje tu kokosy i gotowaną kukurydzę. Przy tej okazji Nimahl tłumaczy nam o co chodzi z tymi kokosami. 
My znamy te włochate, a tutaj występują same pomarańczowe i zielone. Okazuje się, że kokosy występują (przynajmniej na Sri Lance) w dwóch odmianach - żółtej i zielonej. Żółta, to ta, z której popijamy orzeźwiający sok. Zielona, po rozłupaniu ujawnia swoje włochate wnętrze i tą dużą pestkę, którą my znamy pod nazwą kokos, a z której otrzymywane są wiórki kokosowe. Sok z żółtej odmiany smakuje nam bardzo...
Dodatkowo nasza sprzedawczyni, po wypiciu przez nas soku, rozłupuje skorupę, odcina z niej kawałek skóry, który służy za łyżeczkę i instruuje, jak wybrać nią z wnętrza skorupy galaretkowatą wyściółkę - słodkawą, równie orzeźwiającą, jak sok.

Szymi przesypia cały poranek i dotychczasowe atrakcje go omijają, ale za to budzi się rześki i zadowolony :-) 
Ruszamy w dalszą podróż i już całkiem niedługo naszym oczom ukazuje się jezioro, a w oddali widać białą budowlę. To jedna z kilku dagob, które można tu odwiedzić. Dagoba, to sri lancka nazwa stupy, która jest najprostszym typem sakralnej budowli buddyjskiej, pełniącej funkcję relikwiarza.
Powtarzając za Wikipedią "Dla buddystów stupa jest materialną reprezentacją doskonałego oświecenia. Obrazuje przekształcenie wszystkich emocji i żywiołów w oświeconą mądrość i pięć rodzin buddów. Pierwszym etapem budowy stupy jest złożenie pod fundamentem skarbów i przedmiotów odpowiadających jej funkcji. Jeśli stupa ma pełnić np. rolę "strażnika przed złymi siłami" składa się tam oprócz złota czy srebra także białą broń. We wnętrzu stupy umieszcza się relikwie Buddy lub sutry. Buddyści odwiedzają stupy, jako symbole obecności samego Buddy, trzykrotne je okrążając zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, aby gromadzić dobroczynne przyczyny karmiczne."
Zanim jednak dotarliśmy do pierwszej dagoby Ruwanweli, to najpierw zatrzymujemy się przy Sri Maha Bodhi, zwane drzewem Bo, najstarsze udokumentowane drzewo świata (III w p.n.e). Jest to szczep drzewa Bodhi - figowca, pod którym w Bodhgai w Indiach Siddhartha Gautama osiągnął oświecenie i stał się Buddą. Szczep ten przywiozła na Sri Lankę mniszka Sangamitta, córka lub siostra Mahindy, wysłannika imperatora indyjskiego, który wprowadził buddyzm na Sri Lance.
Drzewo jest obecnie otoczone murem i można podziwiać jego koronę, górującą nad ogrodzeniem - drzewo jest na tyle ważne, że ponoć stan jego kondycji jest stale kontrolowany, a raporty z tych kontroli trafiają na stół prezydenta Sri Lanki.
Pod drzewem znajduje się kaplica, w której ludzie się modlą, składają kwiaty na ołtarzu przed posągami Buddy - głownie lilie wodne i lotosy.


Wierni wiążą kawałki tkanin, jako symbole próśb i modlitw tutaj odbytych ...
wieszają chorągiewki w tym samy celu. 
Wizyta w tym miejscu odbywa się oczywiście boso (obuwie zostaje przed wejściem do świątyni), a kamyczki parzą nieco stopy ;-)
Po odwiedzinach Drzewa Bo ruszamy dalej w kierunku dagoby Ruwanweli. Przed wejściem kupujemy kwiaty i ruszamy dalej, po rozgrzanych kamieniach, na boso.
W oddali widać białą kopułę budowli, dookoła duża ilość wiernych, ubranych na biało, z kwiatami w dłoni. Wszyscy zwracają na nas uwagę, a Szymi budzi szczególne zainteresowanie - wszyscy się do niego uśmiechają, niektórzy nawet robią sobie z nim zdjęcia.
Mijamy pawilon, w których wierni palą świeczki, a przed nimi miejsca na kadzidełka. Wokół mnóstwo słoni - rzeźby tych zwierząt zdobią budowlę.

W oddali słyszymy śpiew i rytmiczne uderzenia w bębny - zauważamy procesję wiernych, których poprzedzają bębniarze w sarongach. 
 Ubrani na biało ludzie śpiewają tekst modlitwy, niosąc nad sobą flagę Sri Lanki.

 Flaga ta zostaje wniesiona na dagobę i rozciągnięta dookoła niej przez tutejszych mnichów...

a po dokładnych naciągnięciu tkaniny, która schodzi się dosłownie na kilka centymetrów, mnich spina ją kilkoma szpilkami i tak zostawia. 
My ruszamy w dalszą drogę i odwiedzamy Brazen Palace - kompleks 1600 kolumn, na których wspierała się kiedyś cała konstrukcja pałacu królewskiego.

Stamtąd ruszamy do kolejnej dagoby Tuparama, w której przechowywane są relikwie w postaci prawego obojczyka Buddy.
Wokół piękna roślinność...
a przy kolejnym, odwiedzanym obiekcie - ruinach Cytadeli możemy podziwiać przykłady żyjącej tu rogacizny i ptactwa.


Podziwiamy Moon Stone - kamień księżycowy, który jest obecny przed wejściami do świątyń. W jego zdobieniach można odczytać idee buddyzmu. Głównym zadaniem Moon Stone jest wyciszenie umysłu, a symbole na nim się znajdujące ukazują kolejne ogniwa reinkarnacji, aż do uzyskania całkowitego stanu nirwany. Pierwszy półkrąg, to symbole ognia - żądze i pragnienia ludzkie, kolejny krąg to zwierzęta - słoń - narodziny, koń - starość, lew - choroba, byk - śmierć, następny okrąg - pnącza, symbolizujące przenikanie się świata ludzkiego ze zwierzęcym i roślinnym, gęś w kolejnym okręgu to symbol mądrości, a półokrąg wewnętrzny z kwiatem lotosu, to stan nirawny, do którego zmierza każdy byt.
 
Ostatnią stupą, którą odwiedzamy drugiego dnia jest  Dźetawanarama, uznana za najwyższą budowlę ceglaną na ziemi - obecnie ma 70 m, a przed utratą iglicy miała 120 m wysokości.
Ostatni punkt programu w tym bardzo intensywnym dniu to spacer pod posąg Buddy, siedzącego w pozie medytującej, zwanego Samadhi Budda. Posąg, który wyrzeźbiono w piaskowcu ma z jednej strony twarz uśmiechniętą, a z drugiej zatroskaną. My zastajemy, spacerując oczywiście na bosaka, grupę rozmodlonych wiernych, których modlitwy prowadzi mniszka, a jej cudny głos słychać w całej okolicy.
Padamy z nóg, gdy dojeżdżamy do naszego hotelu, położonego nad samym jeziorem - widoki docenimy dopiero jutro. Dziś wita nas ponownie pyszny koktajl powitalny, czyste i eleganckie pokoje i łazienki, a przede wszystkim wygodne łóżka. Po smacznej kolacji (oczywiście z ryżem curry i innymi tutejszymi specjałami) padamy, co by choć trochę odpocząć - jutro kolejny, intensywny dzień :-)

Dla tych co wytrwali - ukłon. Tych, którzy będą mieli siłę wpisać komentarz - podziwiam ;-)

10 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twoje opowieści z podróży

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie chodziło Ci po głowie, że Wasze buty znikną na zawsze? ulach (ta prawdziwa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, jakoś nie. Sri Lanka jest bezpiecznym krajem, a kradzieże obuwia sprzed świątyń chyba się zdarzają bardzo rzadko. Tylko jeden raz, bodajże właśnie w Tuparamie strażniczka przesunęła nasze buty z tłumu innych i ułożyła je obok siebie. Co śmieszniejsze - ja chodziłam tam w klapkach, które kupiłam w Sri Lance ;-)

      Usuń
  3. Ale bogaty dzień!!
    Trochę żal, że tak szybko czy właśnie tak było dobrze??

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wszystko w życiu - takie zwiedzanie ma swoje plusy i minusy. Więcej się zobaczy, ale z drugiej stronie trochę pobieżnie - trudno poczuć atmosferę, pogadać z ludźmi. Choć zawsze można tam wrócić i wybrać miejsca, które chce się zobaczyć raz jeszcze.:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z ogromną przyjemnością czytam relacje z Twojej podróży ,jest to tak ogromna egzotyka ,że chłonę ją z niemalże otwartą paszczą !!!! Pozdrowienia dla całej Rodzinki !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jagódko, to wyobraź sobie moją paszczę, jak tam byłam ;-) Kraj egzotyczny, to prawda, ale równie mocno przyjazny turystom - to miejsce baaaaardzo potrzebuje turystów, a przy okazji mieszkańcy Sri Lanki są ludźmi bardzo życzliwymi i pogodnymi :-)

      Usuń
  6. Ach, jakże zazdroszczę tej energii egzotycznego miejsca, którą w siebie teraz wciągasz wszystkimi porami! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, odwiedziny takich miejsc dają energię na bardzo długo, ponadto poszerzają horyzonty i dają wielką wiedzę o innych ludziach - można się wiele nauczyć i zweryfikować swoje poglądy ;-)

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :-)