że to już ostatni raz w najbliższym czasie, no może przedostatni ;-)
Bo jakoś tak czuję, że ten śnieg za oknem to trochę moja sprawka, bo zamiast przygotowywać letnią wersję biżuterii, ja wpadłam w wełnę po uszy. I niczym, jak ci Indianie z drewnem, zapowiadam szybką, długą i mroźną zimę, skoro już w kwietniu i maju filcuję ;-)
Ale same wiecie, czasami człowiek musi, inaczej się udusi, a mnie potrzeba filcowania dusi straszliwie, no to się poddaję.
Dzięki temu dokończyłam torbę, która spokojnie czekała na ostatni szlif od...kilku lat (więc pewnie i krzyżykowy Agaphantus, co to go mam na krośnie też już od baaaaardzo dawna, dojrzeje do dokończenia backstich'y i w końcu zawiśnie na ścianie).
Klapę ozdobiłam kwiatem, dofilcowałam uchwyt z melanżowej wełny i jeszcze tylko zostało dokupić zapięcie i torba gotowa na lans.
W międzyczasie powstały dwa bliźniacze dredy z kwiatami w kolorystyce turkusowo-brązowej (zdjęcia przekłamują kolor, ale ja tak zawsze mam z turkusem - nigdy nie przypomina oryginału, tylko idzie w błękity i niebieskości) - dredy mają być ozdobą sukienki mojej Koleżanki na komunii jej Córci - jeden na szyję, drugi jako pasek.
No i wreszcie wykorzystałam moje pokazowe drobiazgi z kursu - połówki kulki z kolorowym wnętrzem - powstały kolczyki do kompletu z koralami (tu również występuje turkus, a nie błękit)
i pojedyncze kulki, które utworzyły dyndający wisiorek.
Do dokończenia zostały jeszcze kolejne kwiaty - jeden z przeznaczeniem na broszkę, a pozostałe dwa jeszcze nie mają określonego przeznaczenia. Jak się określę, to pokażę je w następnym poście, ale to będzie już koniec z filcem na jakiś czas, obiecuję solennie. Bo pergamano przedeptuje za progiem i chyba mus chwycić za tusze i narzędzia do tłoczenia :-)