środa, 23 lutego 2011

Ciekawość - pierwszy stopień do .... kolejnego świrka ;-)

Tak to się właśnie kończy zglądanie to tu to tam. A było łazić i podglądać, podziwiać i chłonąć urok kolejnych cudeniek. No i teraz mam za swoje i nawet nie bardzo mam na kogo zrzucić, bo sama się prosiłam. Ba, nawet pisałam i dzwoniłam po porady i instrukcje (dziękuję Jolu :-) I taki oto efektywny, nie do końca efektowny koniec (początek ???) odwiedzania blogu Jolinki. (acha, perełki z lewej strony są tej samej wielkości, poza jedną, większą, na samej górze, tylko niestety nie udało mi się ich utrzymać w ryzach i niektóre lekko się poprzesuwały w tył)

 Co gorsza, zaraziłam jeszcze Mirankę, bo w zasadzie planowała tak sobie posiedzieć obok mnie i popatrzeć, hihihi. No i właśnie poniżej efekty jej siedzenia obok ;-) - równiutko i dokładnie, jak to u Miranki.

A, no i jeszcze nie postanowiłyśmy, czy będą to wisiorki, czy może broszki.
I tak sobie myślę, że to jeszcze nie koniec mojej walki z tymi sznureczkami, nicią żyłkową i koralikami ;-)

niedziela, 20 lutego 2011

Odleżyny

Czasami, jak coś długo leży, dostaje odleżyn, jęczy, co by się zająć, zainteresować, przewrócić na drugi boczek, a najlepiej zacząć używać. Jak mówią znawcy, organ długo nieużywany zanika, więc w strachu, co by mi nie zaniknęły, wyciągnęłam w końcu z szuflady SZYDEŁKA DO CROTATÓW.
Czy to kopniaki od Middii, czy wyrzuty sumienia, czy też strach o los biednych narządek, co to ich tak pożądałam kilka (!!!) lat temu, nie wiem, ale wreszcie się zmobilizowałam. 
No i wczoraj, po zdanym egzaminie kończącym moje studia podyplomowe (5 na dyplomie), otworzyłam sobie kurs Middii i kroczek po kroczku zaczęłam ogarniać tą, nie do końca nową dla mnie, technikę. Tak naprawdę to połączenie dwóch technik (co dokładnie wyjaśnia moja Nauczycielka) - szydełka i frywolitki igłowej, nie bardzo skomplikowane, ale jednak taki kursik to wygoda ogromna.
Korzystając ze schematów, podanych przez Middię, zrobiłam 2 próbki - najpierw mały motyw w kształcie kwadratu
następnie kawałek naszyjnika, co by wypróbować obdziergiwanie łańcuszka. 

Udało się, wyszło co prawda trochę za luźno, trochę zgrzebnie, ale mam nadzieję, że kolejne próby będą bardziej udane. Ciekawe co na to Middia powie - natrze uszu, czy może troszkę pochwali ? Ata świadkiem osobistym, że starałam się straszliwie ;-)
Mój największy ból z frywolitką igłową i crotatami to luz w robótce, a ja lubię tak bardzo, bardzo ciasno robić. Ale najważniejsze, że odleżyny oklepane, narządka odkurzone - reszta jakoś się ułoży ;-)

czwartek, 17 lutego 2011

Uprzejmie donoszę

i to w dodatku na siebie (choć na kilka Koleżanek również, bo kuszą takimi rzeczami, że ciężko się oprzeć). Bo to chyba trzeba leczyć, a już na pewno zdiagnozować u dobrego lekarza znanej specjalizacji.
W ramach poprawy nastroju zarzuciłam wczoraj domowe pielesze i przeziębionego Szymonka (pod czujnym okiem starszej Siostry) i ruszyłam na godzinny spacer po mojej miejscowości.
No i mnie poniosło to tu to tam, a w szczególności tam, w to jedno, czarowne miejsce. Najlepsze jest to, że to miejsce w sumie zwyczajne - upragnione produkty przemieszane z jakimiś zupełnie mnie nie interesującymi, malutkie pomieszczenie, ot po prostu zwykła pasmanteria w niedużej miejscowości - znaczy musi być wszystko i to nie tylko z tematyki pasmanteryjnej, bo w końcu garniturki do komunii to chyba raczej nie pasmanteria ;-) Ale wytrawny szukacz i w takim miejscu potrafi wywęszyć te swoje najbardziej upragnione, wymarzone pierdółki.
No i się zaczęło - na pierwszy ogień poszły druty - 5 szt. do robienia skarpet, bo piękną włóczkę kupiłam u Dorothei i mam się wprawiać w robieniu skarpet (Córcia się cieszy, bidula, nieświadoma poziomu umiejętności Mamuni w tym zakresie;-) Druty kupiłam bambusowe, bo innych nie było, ale musiałam, bo co  ja zrobię, jak włóczka przyjdzie, a ja taka nieprzygotowana.


Następnie, bez zbędnych wahań, dorzuciłam kłąb Klassika, korzystając z porady Bean, bo te nici będą najodpowiedniejsze na wydzierganie taśmy do krótkich firanek do kuchni, o których marzę już od dawna, a materiał na firanki też już się kupił. Taśma ma się składać z ananasków, jak na zdjęciu w gazetce.


Na końcu wlazłam prawie cała do szafy z wełenkami i wybrałam takie oto cztery kolory bawełny (pierwszy z prawej melanż)

bo oczywiście zakochałam się na zabój w pledzie wydzierganym przez Elisse. Mój będzie mniejszy, bo to dla Szymonka na lato (niebieski kolor dorzuciłam, co bym Go na łące nie zgubiła i żeby Go krowa nie wszamała), no i będzie pastelowy (a z tymi pastelami bywa różnie, o czym możecie się przekonać tutaj). Może za jakiś czas pochylę się nad większą pracą, bo marzy mi się takie wielkie pledzisko do zakutania w zimowe wieczory.
Po powrocie do domu rzuciłam okiem na pierdzielnik na stole w salonie (bo przecież trzeba wyrobić korale drewniane)

no i szczęśliwie dokończyłam dwie pary korali.



Następnie zerknęłam na kaputki, które się robią od kilku wieczorów, a zostałam zainspirowana przez Atę no i musiałam oczywiście też takie dziergnąć, co by nie było, że nie potrafię. Ale musiały poczekać do wieczora.

No i w końcu, z błogością w sercu, ułożyłam swe nowe skarby w koszyczku i napawałam się szczęściem posiadacza skarbów najcudniejszych, a Miecio puchł z dumy ;-)
Acha, zapomniałam dodać, że jeszcze Koroneczka wywołała mnie do tablicy w temacie koronek klockowych i ledwo się to stało, a tu już wałek z wyrzutem atakuje mnie z kąta, stukając niecierpliwie klockami.
Bożżżzszszszsz, że też ja muszę mieć takie inspirujące towarzystwo i brak lekarza, który by mnie z tego wyciągnął ;-D

niedziela, 13 lutego 2011

na miłe popołudnie...


Miłego popołudnia ! Kocham Opanię za ten występ ;-)

Dziś kulinarnie...

bo w końcu karnawał, więc trzeba popichcić - ja wczoraj wpadłam w hurt ;-)
Po pierwsze -  w karnawale zawsze smażę faworki, ale.... drożdżowe - ukochane danie z przedszkola mojego Męża (Suwalszczyzna). Przepis banalny, wykonanie jeszcze banalniejsze, a faworki palce lizać, tylko te, w przeciwieństwie do chrustu, nie są cienkie i kruche, tylko grubasy - wyglądają jak warkocze. Dziewczyny z Podlasia i Suwalszczyzny powinny znać ten przepis.

Ciasto na faworki:
1 kg mąki
10 dkg drożdży
2 jajka
6 łyżek śmietany

Wyspać mąkę, wkruszyć drożdże, dodać jajka i śmietanę i zagnieść ciasto - gęstość regulować mlekiem. Ciasto ma być lekko lepiące do rąk. Odstawić do wyrośnięcia. Następnie stolnicę posypać mąką i ciasto rozwałkowywać na niezbyt cienkie placki - ok 3-4 mm, kroić i przewijać, jak typowe faworki. Smażyć na oleju, następnie obtoczyć w cukrze pudrze zmieszanym z cukrem waniliowym.




Po drugie - w ramach opróżniania zamrażarki wyjęłam dziś ostatnią porcję dyni i upiekłam najprostsze pod słońcem ciasto piernikowe z dynią. U posiadaczy malakserów i miksera z miską obrotową ciasto robi sie praktycznie samo.

Ciasto z dyni:
25 dkg mąki pszennej
1 1/2 szkl. cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczka soli
4 jajka
40 dkg dyni
20 dkg oleju
1/2 łyżeczki mielonych goździków
2 łyżeczki cynamonu

Suche składniki odmierzyć i wymieszać w misce. Dynię zmiksować w malakserze lub utrzeć na tarce jarzynówce. Jaja utrzeć na puszystą masę, dodać suche składniki, wlać olej, wrzucić dynię. Wymieszać i wlać do suchej tortownicy. Piec w nagrzanym wcześniej piekarniku w temp. 180 st. C przez ok. 40 min






Po trzecie - dosyć regularnie, co kilka dni, piekę chleb. Rodzina go uwielbia i jak się kończy, to muszę natychmiast zaczyniać kolejny. Jedynym problemem jest posiadanie zakwasu - ja swój dostałam od mojej Macoszki (i ostatnio Tata przywiózł mi drugą  porcję od zaprzyjaźnionych piekarzy) i teraz przy każdym pieczeniu odkładam porcje na następny raz.

Chleb:
1 kg maki pszennej
1/2 kg maki żytniej
1 szkl. otrąb pszennych (można zmieszać z żytnimi)
1 szkl. płatków owsianych
1 szkl. siemienia lnianego
1 szkl. ziaren słonecznika (lub innych, ja mieszam słonecznik z dynią)
5 łyżek soli
6 szkl. ciepłej wody
zakwas

Wszystkie składniki wsypujemy do miski i mieszamy na sucho. Następnie dodajemy wodę oraz zakwas i dokładnie mieszamy drewnianą łyżką. Z wyrobionego ciasta odkładamy do słoiczka po dżemie ciasto do kolejnego pieczenia (2/3 słoika) - zakręcamy i odstawiamy do lodówki. Pozostałe ciasto rozkładamy do 2 blaszek-keksówek, wysmarowanych olejem, nakrywamy ściereczką i odstawiamy na 10-12 godzin. Po tym czasie włączamy piekarnik i nagrzewamy do 180-200 st. C, na dół piekarnika wstawiamy miskę z wodą i wstawiamy blaszki z chlebem. Ja mam taki system pieczenia - 15 min. termoobieg, 1 h grzałka dolna, 15 min. grzałka górna i dolna. Po upieczeniu wierzch chleba smarujemy olejem i na chwilę zostawiamy jeszcze w piekarniku.






Smacznego !

środa, 9 lutego 2011

Śniadanie u...

nie, nie, bynajmniej nie u Tiffany'ego niestety, ale u mnie. Za to częstuję croissantami z dżemem malinowym domowego wypieku - wczorajszy wyrób łapek mojego najstarszego Syna (choć z ciastem zaczął walczyć przedwczoraj). Przepis na ciasto tutaj. Niestety najładniejsze egzemplarze pomaszerowały na degustację dziś raniutko do liceum mojej latorośli, stąd ten do sfocenia już nie taki piękny, ale smakuje hmmmmm - pyszota. No i do tego małe cappuccino. Ktoś się przyłączy ?


Pozdrawiam i życzę miłego i SŁONECZNEGO dnia - my lecimy z Szymonem (jak co środę) na MultiBaby Kino na "Jak zostać królem" - po uczcie cielesnej liczę na ucztę duchową :-)

wtorek, 8 lutego 2011

Porządki wiosenne

Nadeszła pora, co by powymiatać to i owo z kątków. No i poza różnymi śmiotkami wymiotły mi się frywolitkowe drobiazgi, wydziergane dawno temu z przeznaczeniem na kolczyki - miały to być kolczyki karnawałowe ;-). Poutykane zostały po różnych dziuplach i szufladach te motywy i tak se leżały spokojnie, aż tu je wczoraj odkryłam. No i wyrzut mi się rzucił straszliwy, tak straszliwy i napastliwy, że musiałam dokończyć dzieła. I w ten sposób powstały takie oto kolczyki






i wisiorek





a ten komplet to już znany i oklepany (wzór bodajże J. Stawasz), ale ja go wciąż lubię


I tak, jak rzekłam ostatnio, blog Ani Kowal zaatakował mnie straszliwie i jeszcze wieczorową porą sprawdziłam użyteczność wstążki z organzy do wykonania znanej Wam już bransoletki. Ta, w kolorze oliwkowym, jest ciut mniej sztywna, ładnie układa się na ręku i jak sobie wyobrażę do niej, jako tło, letnią opaleniznę, to hmmmmmm.



poniedziałek, 7 lutego 2011

Się zachwyciłam...

i zmuszona byłam splagiatować - daleko mi jeszcze do pierwowzoru, który zachwycił mnie na blogu Anny Kowal, ale kombinuję, próbuję coś swojego dorzucić i tak oto powstały dwie bransoletki w czerni i nie tylko. Mam nadzieję, że Ania nie urwie mi głowy, ale ta jej landrynkowa (i nie tylko ta) spodobała mi się do tego stopnia, że nie mogłam się opanować. Pierwszą zrobiłam tą

ale potem zachciało mi się spróbować poszaleć z kolorem i fakturą i zrobiłam takiego kolorowca-jeża - fajnie wygląda na ręku :-)



Jedno co mi się nie podoba w tej drugiej, to pewne nierówności w ściegu, które powstały przy wrabianiu koralików. Ponieważ to tylko próba, to koraliki wrabiałam na dwa sposoby - najpierw koraliki które były wcześniej nanizane na wstążkę, potem nakładałam je na szydełko i dopiero wtedy przeciągałam wstążkę. W pierwszym przypadku koralik wystaje nad robótkę, w drugim jest głębiej w dzianinie i chyba ten drugi sposób bardziej mi odpowiada. Dodatkowym problemem jest posiadanie koralików z odpowiednio dużym otworkiem, aby udało się przeciągnąć wstążkę - ja w swych zbiorach posiadłam tylko te 8 mm drewniane - chyba mus ruszyć na zakupy, bo Mietek wzywa ;-)
A na parapecie zaczyna szaleć wiosna (szkoda, że za oknem jesień) - jeden storczyk już zakwitł, niedużo ma jeszcze kwiatków, ale wypuszcza kolejne pąki, więc pewnie będzie ich więcej. Na drugim - białym nieśmiało pojawiają się malutkie pączki.



niedziela, 6 lutego 2011

Wiosna, ach to Ty...

Powietrze coraz przyjemniejsze, wiosenne, więc robi się coraz weselej. Mi było szczególnie wesoło, gdy znajoma Pani z warzywniaka, jak zobaczyła mnie z wózkiem, zapytała z ubolewaniem "A to Pani już babcią została ?" i pokiwała głową ze zrozumieniem nad mym smutnym losem. Nie dam rady opowiedzieć jaką miała minę, gdy jej odpowiedziałam "Nie, tym razem znów mamusią" :-) Kurna - czasy takie, że ludzie coraz później zakładają "gniazda", a ta mi tutaj z babcią wyjeżdża.
Na dodatek szczęścia związanego z późnym macierzyństwem udało mi się dokończyć pracę dyplomową i już 19.02 mam zamiar zakończyć edukację na poziomie podyplomowym zdaną obroną. Co dalej zamierzam w kwestii zawodowo-edukacyjnej ? Hm, mam parę pomysłów, a co z tego wyjdzie zobaczymy - marzenia, marzeniami, a rzeczywistość czasami sama pisze za nas nasze życie.
Wiosna wkracza powoli również do naszego domu, mimo szalejących sikorek w karmniku za oknem (dzięki odwilży karmnik przestał królować na starym śmietniku i wreszcie stoi na swoim miejscu na pięknej drewnianej nodze, a ptaszki mają używanie).

Co by było bardziej wiosennie stroik zimowy podmieniłam na kiełkujące hiacynty i żonkile - już nie mogę się doczekać jak zakwitną.

Szymon również poczuł wiosnę - tydzień temu dostał nowy wózek - parasolkę. Super-bryka króluje w naszym salonie i na spacerach, a Szymon bardzo to nowe jeździdło polubił.

No i z tego szczęścia zaszalał na wczorajszych zakupach i nabył drogą kupna nowe piękne tenisówki i czapkę na letnie upały - troszkę za duża jeszcze ale i tak wygląda zachwycająco (ach, ta ślepa miłość matczyna).


Co by mieć siłę na dalsze wyrastanie z kolejnych ubranek zaczął wcinać zupki (mniam, mniam), a niedługo popróbujemy owocków i może jakaś kaszka zagości wieczorową porą, co by dać mamie pospać w nocy.


 W wolnych chwilach chłopak wyleguje się na macie
chodzi do kina z kolegą Stasiem (ostatnio chłopaki zachwycali się Angeliną Jolie, która podbijała serce Turysty i nie tylko ;-)



 A Mamusia - poza pisaniem pracy wyszydełkowała kilka par korali, 









kilka ufilcowała






i ... to tyle na niwie rękodzielniczej. Ale mam już kolejne pomysły, jeden nawet zrealizowany, ale jeszcze nie do pokazania, bo pierwowzór wyszedł taki sobie, więc jak poczynię drugi egzemplarz, to się pochwalę.